Wcześniejsza emerytura. Hyundai Kona N-line – test

1 rok temu

Wymiana gamy modelowej to długi i kosztowny proces. adekwatnie nigdy się nie kończy – na rynku współistnieją modele nowe i te stare, które po drodze trzeba odświeżać. W efekcie zdarza się, iż jakiś samochód trzeba odesłać na wcześniejszą emeryturę, mimo iż tak naprawdę wcale jeszcze na to nie zasługuje. Hyundai Kona, popularny miejski crossover, jest na rynku dopiero 5 lat, przed dwoma przeszedł lifting. przez cały czas nie wygląda gorzej niż auta konkurencji, mimo to jednak Hyundai zdecydował się wprowadzić na rynek drugą generację. O nowej Konie już sporo wiadomo, a w Korei jest już normalnie sprzedawana. Kiedy pojawi się w Polsce, nie wiadomo – przedstawiciele Hyundaia dyplomatycznie twierdzą, iż jeszcze w tym roku. Realistycznie patrząc, będzie to pewnie bardziej jesień niż wiosna. Po prostu dla Koreańczyków nie jesteśmy najważniejszym rynkiem.

Hyundai Kona N-line
Wszystkie rodzaje napędu

Hyundai Kona wyróżnia się sporą paletą napędów – od pełnokrwistej, sportowej Kony N (nasz test tutaj), aż po elektryka (nasz test tutaj). Po liftingu z gamy wyleciał diesel, a szkoda, bo sprawował się nadzwyczaj dobrze (test tutaj). Obecna Kona, przez cały czas dostępna, nie straciła atrakcyjności, chociaż oczywiście wiele osób zechce poczekać na nowy model. Z pewnością będzie on droższy, tym bardziej, iż model aktualny dostępny jest w nieźle wycenionych i dobrze wyglądających wersjach.

Pora więc pożegnać się z Koną (przypominamy – to wyspa w archipelagu Hawajów), jednocześnie jednak podejmując próbę antycypacji, co w samochodzie drugiej generacji będzie lepsze. Do tego ostatniego testu otrzymaliśmy wariant N-line z silnikiem 1.6 T-GDi o mocy 198 KM i z dwusprzęgłową skrzynią DCT o siedmiu przełożeniach. To dobre połączenie, aż nadto wystarczające dla miejskiego crossovera, znajdującego się trochę na granicy segmentów. Kona to takie trochę B+, trochę C-, długość 4,2 metra to dzisiaj raczej niewiele. Wersja N-line wyróżnia się zderzakami i błotnikami w kolorze nadwozia (w pozostałych są one czarne) i sportowymi akcentami we wnętrzu. Z dostępnych informacji wynika, iż w nowym modelu tak zespół napędowy, jak i seria N-line zostaną zachowane.

Hyundai Kona N-line 1.6 T-GDi 198 KM DCT7

Samochód testowy jest w konfiguracji FWD, choć z tym silnikiem dostępny jest także AWD. Pewnie będzie lepszym wyborem, bo przecież choćby pełna Kona N też jest tylko „ośką”. A napęd na obie osie już przy tej mocy może się przydać. Ale na prowadzenia absolutnie nie można narzekać. To dynamiczne i zwinne auto, w trybie Sport wręcz zadziwiająco szybkie. Oczywiście, spora moc powoduje, iż nie będzie mistrzem oszczędności. W mieście przekłada się to na mniej więcej 8 do 9 litrów. W trasie jest naturalnie lepiej i nie ma problemu z zejściem poniżej siedmiu litrów. A iż nie ma tu miękkiej hybrydy, system Start-Stop, kręcący rozrusznikiem, natychmiast odłączyłem. Czy nowy model, większy i cięższy, zdoła utrzymać spalanie na tym poziomie, trudno przewidzieć. I tak zresztą Koreańczycy nastawiają się na większą sprzedaż wariantu hybrydowego, istotnie oszczędniejszego.

Wyposażenie

Absolutnie nie można też narzekać na wyposażenie Kony. Jak na miejski samochód jest w nim prawie wszystko. Ogrzewane i wentylowane fotele, automatyczna klimatyzacja itp. Jest choćby head-up display, choć ten starszego typu, wyświetlany na wysuwanej szybce, a nie bezpośrednio na przedniej szybie. Ale – Hyundai uwielbia twarde, nieprzyjemne plastiki i Kona jest, podobnie jak i30, dosłownie nimi zalana. To zresztą ostatni model w gamie, w którym materiały pachną budżetowym podejściem, bo już Tucson, o Santa Fe nie wspominając, mają wnętrza z materiałów nieporównywalnie wyższej jakości.

Jednak Kona drugiej generacji ma już być, tak mówią w Hyundaiu, wykonana właśnie na poziomie Tucsona. Jak odbije się to na cenie, trudno przewidzieć. Testowa Kona N-line, wyposażona (poza napędem AWD) we wszystko, co jest na liście opcji, kosztuje 145 tysięcy złotych. Bez dodatków N-line 1.6 T-GDi startuje od 127 tysięcy. To sporo, choć należy pamiętać, iż samochody tanieć nie będą. O cenniku nowego modelu nikt jeszcze choćby nie wspomina. Można jednak przewidzieć, iż dzisiejsza cena auta z maksymalnym wyposażeniem może stać się ceną bazową. Trudno więc wykluczyć, iż wizyta w salonie Hyundaia właśnie teraz może być opłacalna. choćby jeżeli o jakąś ofertę „last minute” będzie trudno, świadomość, iż nowy model będzie sporo droższy, może pomóc w podjęciu decyzji. Aktualny model naprawdę nie zasługuje jeszcze na emeryturę.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Hyundai Kona N-line

Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.

Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.

Idź do oryginalnego materiału