Takich samochodów jest coraz mniej. Mam tu na myśli linię nadwozia, ale też wykończenie wnętrza, dlatego Toyota Camry przywołuje fajne wspomnienia i myślę, iż najwięksi fani tej marki poczują coś podobnego.
Camry w ogóle na długo wypadła z polskiej oferty. Ta luka to aż kilkanaście lat, dlatego jej powrót wzbudzał mnóstwo emocji. Pojawiła się Avensis (swoją drogą, też już kultowe auto), aż w końcu znowu mieliśmy zwrot – Camry ponownie zagościła w polskim katalogu. W naTemat ostatnio jeździliśmy nią w 2020 roku.
Zanim wsiadłem do tej nowszej wersji, miałem własną definicję dla Camry: uroczo przestarzałe auto. To był jeden z zarzutów użytkowników tej Toyoty, iż jednak nie nadąża za konkurencją. A jak jest teraz? Przyjrzyjmy się bliżej.
Na pierwszy rzut oka to sedan, który nie wyróżnia się specjalnie żadnym elementem nadwozia. Nie zrozumcie mnie źle, w tym według mnie tkwi cały przepis na sukces. W detalach Camry zyskała nieco charakteru – fajnie wyglądają choćby przeprojektowane lampy.
Trudno mi jednak zdefiniować ten samochód. Rodzinny? Biznesowy? Długodystansowiec czy rasowy mieszczuch? Odpowiedź jest gdzieś pośrodku. Napiszę coś banalnego, ale dla mnie to po prostu... ładne auto. Może nie efektowne, ale bardzo poprawne. Ma nieco ponad 4,9 m długości i prawie 1,5 m wysokości. Szerokość z lusterkami choćby nie osiągnęła pełnych 1,9 m (1840 mm).
Ja wiem, iż ludzie różnie podchodzą do designu samochodów Toyoty, ale jedno trzeba przyznać – w szczegółach to bardzo świeży projekt. jeżeli z boku i z tyłu wieje nudą, to z przodu naprawdę dzieje się sporo. Gdyby ktoś szukał, jak nazywa się ten kolor nadwozia, odpowiadam: Precious Metal.
I teraz najlepsze w moim odczuciu... wnętrze! Jak na dzisiejsze trendy w tej branży, wciąż wygląda analogowo. Ale w sposób, który absolutnie mi nie przeszkadza. Oczywiście mamy wirtualny kokpit i całkiem spory centralny ekran, jednak umówmy się – to "must have" (w zależności od wersji może mieć choćby ponad 12 cali). Bardziej mam na myśli przyciski, które znalazły się poniżej.
Klasa biznes po japońsku wygląda trochę w stylu retro (co jest bardzo okej), ale składa się z elementów, które błyszczą, zostają na nich odciski palców i niekoniecznie odwdzięczą się trwałością (tu mam zgrzyt). jeżeli jednak przymkniemy na to oko, wizualnie tak naprawdę trudno się do czegoś przyczepić.
No i porównanie do klasy biznes to wcale nie nadużycie. Miejsca jest bardzo dużo w dwóch rzędach siedzeń, do tego miękka skóra, która daje poczucie czegoś bardziej "premium". Camry zachęca, by ruszyć nią w dalszą trasę nie tylko ze względu na komfort. W bagażniku znajdziemy 493 l pojemności, więc zmieści się w nim sporo rzeczy.
Jedyny jego problem, to fakt, iż jest niski. Ale w naszej Toyocie była na przykład gumowa podłoga, więc jak położycie jedną walizkę na środku, nie powinna "tańczyć" w czasie jazdy.
Jeśli dawno nie jeździliście żadną nową Toyotą, możecie przeżyć spore zaskoczenie, gdy zaczniecie bawić się multimediami. Umówmy się – kiedyś to był trochę koszmar. A teraz odświeżone kafelki i jasny ekran pozwalają łatwo odszukać najważniejsze funkcje w czasie jazdy. I jeszcze mamy bezprzewodowy CarPlay oraz Android Auto. Dla mnie połączenie klasyki z cyfrowymi gadżetami jest cudownym kompromisem.
Od dawna wiadomo, iż hybrydy Toyoty potrafią być skuteczne, czyli bardzo oszczędne. W naszej Camry mieliśmy pod maską silnik benzynowy 2,5 l o mocy 186 KM. Do tego 221 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Moc systemowa tego hybrydowego układu to 230 KM. Do 100 km/h rozpędzimy się w 7,2 s.
A jak jest z tą oszczędnością? Na autostradzie przy przepisowej prędkości Camry nie spalała mi więcej niż 7 litrów. Z kolei przy 120 km/h mój pomiar zużycia wyniósł 5,6 l. W mieście bez większego trudu mieściłem się w granicach 5,5-5,8 l.
Jeśli będziecie kręcić się drogami krajowymi z ograniczeniami na znakach, spalanie wyjdzie na poziomie 5-5,2 l. Mam tu na myśli zwyczajną jazdę bez specjalnego spinania się, by wykręcić rekord niskiego zużycia.
Dodam tylko, iż testowałem Toyotę pod koniec stycznia. Był przymrozek, co też podniosło poprzeczkę w kwestii wydajności. W cieplejszych miesiącach prawdopodobnie udałoby mi się poprawić powyższe wyniki. Ale powiedzmy sobie szczerze: liczby wypadają naprawdę świetnie.
Nawiązując w tytule do znanych atutów Camry, myślałem właśnie o napędzie, który może być ulgą dla portfela. I to pozwala szufladkować tego sedana na różne sposoby.
Ale pozostało kwestia prowadzenia i wrażeń z jazdy. Muszę więc wspomnieć o pracy bezstopniowej skrzyni biegów e-CVT, do której na początku trzeba się trochę przyzwyczaić. Chociaż to dotyczy głównie sytuacji, gdy ktoś mocno dociśnie auto – wtedy da się zobaczyć efekt dłuższego wspinania się na obroty. W codziennej jeździe działanie tej przekładni może być niezauważalne, ale jednocześnie skuteczne. I przecież o to w tym chodzi.
Doceniłem zawieszenie, które od razu da się skojarzyć z nastawieniem na komfort. Przejazd po nierównej drodze potrafił być zaskakująco... przyjemny. Całą tą "miękkość" dało się wyczuć też na progach zwalniających.
I jeszcze jedno, bardzo ważne. Wyciszenie kabiny jest na poziomie premium z plusem. Wyłapałem to już podczas pierwszej przejażdżki autostradą. To prawdopodobnie jedna z najbardziej dopracowanych cech Camry, która wpływa na komfort podróżowania.
A teraz sprawdźmy, ile to wszystko kosztuje. Ogólnie ceny Camry w 2025 r. startują od dokładnie 173 300 zł. Mówimy tu o podstawowej wersji "Comfort", która już jest nieźle wyposażona. Mamy automatyczną, dwustrefową klimatyzację, światła w technologii LED czy stację do bezprzewodowego ładowania telefonu.
Droższa jest opcja "Prestige" – od 191 800 zł. Tu dochodzi m.in. cały Digital Cockpit, 18-calowe aluminiowe felgi oraz skórzana tapicerka. No i jeszcze odmiana "Executive" za 210 400 zł z dodatkowym zestawem bajerów, choćby z systemem audio JBL, podgrzewanymi skrajnymi siedzeniami na tylnej kanapie czy cyfrowym lusterkiem wstecznym. Właśnie taką, najbardziej "dopakowaną" propozycję widzicie na zdjęciach w tym tekście.
W praktyce oznacza to, iż za około 200 tys. zł dostajemy naprawdę bogato wyposażone auto, które uznałbym za ponadczasowe. Prawdopodobnie szybciej skradnie serca starszych kierowców, którym zależy na komforcie i prostocie. Albo tych, którzy szukają czegoś z nutą designerskiej nostalgii.
To nie jest samochód, który będzie rzucał się w oczy, ale gdy ktoś zacznie już nim jeździć, gwałtownie znajdzie całą listę zalet. I pewnie doceni wszechstronność, która jest mocną cechą tej Toyoty.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.