Triumph TE‑1 – rakieta, której (jeszcze) nie odpalono

22 godzin temu

Elektryczne motocykle mają tyle samo zwolenników, co sceptyków. Gdy w 2021 roku Triumph zaprezentował projekt TE‑1, choćby ci drudzy zrobili wielkie oczy. Bo oto marka, która kojarzy się z benzynową symfonią trzech cylindrów, postanowiła zagrać w zupełnie innym tonie: cicho, ale elektryzująco. I wszystko wskazywało na to, iż naprawdę wiedzą, co robią.

Minęły trzy lata, a dziś? Cóż, TE‑1 zniknął z radaru szybciej niż jego sprint do setki. Ale zanim odłożymy ten projekt na półkę z etykietą „innowacje, które nie weszły do produkcji”, warto przypomnieć, czym adekwatnie był Triumph TE‑1 i dlaczego tak wielu wierzyło, iż zmieni reguły gry.

High voltage, high hopes

TE‑1 to nie był projekt jednego działu marketingu. To był czterofazowy plan badawczo-rozwojowy współfinansowany przez rząd Wielkiej Brytanii i Innovate UK. W grze byli poważni gracze: Williams Advanced Engineering (bateria), Integral Powertrain (silnik i inwerter), WMG z Uniwersytetu Warwick (symulacje i testy) oraz oczywiście sam Triumph (rama, zawieszenie, oprogramowanie i wszystko, co widać z zewnątrz).

Projekt ruszył w 2019 roku, a już po dwóch latach gotowy był pierwszy kompletny prototyp – motocykl testowy zintegrowany w całości z finalnymi komponentami. I choć wyglądał jak Speed Triple w wersji „eco hardcore”, nie był to jedynie pokaz designu. W fazie czwartej, trwającej do połowy 2022 roku, prototyp przeszedł kompleksowe testy – na hamowni, torze, w warunkach drogowych i laboratoryjnych.

Cyferki, które robiły wrażenie

Wyniki? Tak dobre, iż przez chwilę można było poczuć, iż przyszłość właśnie zapukała do garażu:

  • 0–100 km/h w 3,6 sekundy
  • 0–160 km/h w 6,2 sekundy
  • Zasięg: 161 km (czyli realnie – całkiem nieźle)
  • Ładowanie 0–80% w 20 minut
  • Waga: 220 kg – czyli lżej niż niejeden benzynowy naked z podobną mocą
  • Moc: 175 KM, moment obrotowy – 109 Nm dostępne natychmiast, bez krzywej, bez pytań

Do tego pełne wsparcie elektroniki: systemy kontroli trakcji, wheelie control, mapy jazdy i odzyskiwanie energii. Wszystko opracowane pod skrzydłami Triumpha, bez zewnętrznych dopisków „Bosch inside”.

Więc… co się stało?

Oficjalnie: projekt został zakończony latem 2022 roku, osiągając wszystkie zakładane cele – a choćby je przekraczając. Triumph chwalił się, iż TE‑1 to nie tylko test technologii, ale też benchmark dla całej przyszłej elektryfikacji motocykli brytyjskiej marki.

Nieoficjalnie? Do dziś nie ogłoszono żadnych planów wdrożenia modelu do produkcji seryjnej. Ba – choćby nie zapowiedziano jego bezpośredniego następcy. TE‑1 po prostu… wyparował.

Na forach użytkowników (i tych zwykłych, i tych bardziej zaangażowanych) pojawiły się komentarze typu: „świetny motocykl, szkoda iż go nie ma”, „może za drogi w produkcji”, „albo po prostu za wcześnie na taki krok”.

Triumph – cisza kontrolowana?

Nie sposób nie zauważyć pewnego paradoksu. Triumph zbudował jeden z najbardziej zaawansowanych elektrycznych motocykli, jakie kiedykolwiek powstały, i… zatrzymał się na prototypie. Można się domyślać, iż zadecydowały kwestie ekonomiczne: wysokie koszty produkcji, niepewność rynku, brak wystarczającej infrastruktury i trudna rentowność w segmencie, który wciąż nie może się zdecydować, czy bardziej kocha technologię, czy jednak dźwięk spalin.

Ale można też spekulować, iż TE‑1 był jedynie zapowiedzią – poligonem doświadczalnym, z którego dane i doświadczenie posłużą do stworzenia nowego modelu. Może mniej radykalnego, może tańszego, może bardziej użytkowego?

Podsumowanie: start był świetny. Tylko gdzie meta?

Triumph TE‑1 to motocykl, który pokazał, iż elektryczna rewolucja może mieć duszę, charakter i osiągi. Problem w tym, iż na razie to dusza bez ciała. Projekt został oficjalnie zakończony, ale nie przełożył się na żaden dostępny na rynku model.

Czy jeszcze usłyszymy o TE‑1 – albo jego potomku? Nie wiadomo. Ale jeżeli Triumph zdecyduje się wrócić do gry z elektrykiem, to przynajmniej wiadomo, iż nie zaczynają od zera. Ich laboratoryjna rakieta już raz wystartowała. Pytanie tylko, czy następnym razem poleci dalej niż tylko do folderu z napisem „R&D”.

Idź do oryginalnego materiału