Nie będziemy się tu bawić w sentymenty. Wiem, iż Volkswagen Passat dla wielu polskich kierowców jest świętością i rozumiem ten fenomen, ale już wypada pogodzić się z tym, iż czasy się zmieniają. I Passat też musiał się zmienić.
Ale chwila! Są rzeczy, które dla tego samochodu pozostają fundamentem. I kiedy przyjrzycie się z boku, tę sylwetkę trudno pomylić z innym samochodem. No chyba iż obok postawicie Skodę Superb w kombi, ale to byłaby już zagadka dla najbardziej uważnych. Zresztą... sami zerknijcie.
Naturalne może być też porównanie do Arteona, który wypada z oferty. Passat jest od niego dłuższy, bo ma teraz 492 cm. Różnica wynosi około 6 cm. I kiedy patrzymy z boku, ten schemat nie zmienia się od lat. To bardzo klasyczne, teraz już kultowe kombi. Trudno też doszukać się jakichś zwariowanych kształtów nadwozia.
Jeśli szerzej spojrzymy na gamę Volkswagena, to Passat upodobnił się do elektrycznej linii niemieckiej marki. ID.7 ma swój unikalny design, jednak tu też da się znaleźć wspólne punkty. Zobaczcie sami, szczególnie na testowaną przez nas wcześniej wersję Tourer GTX. W ogóle o ID.7 mówiło się przecież, iż to "elektryczny Passat", ale to już oddzielna historia.
Podobieństwa nasuwają się same. Kiedy wsiadłem za kierownicę tego "prawdziwego" Passata, poczułem się jak w większości nowych elektrycznych Volkswagenów. Chodzi rzecz jasna o design, przede wszystkim ten wielki ekran w centralnej części, który opcjonalnie może mieć choćby 15 cali. Znajomo wygląda cały tunel środkowy.
Nie piszę tego, żeby wytknąć brak pomysłu na Passata, bo akurat ten projekt jest dość praktyczny i stylowy. Przyczepiłbym się jedynie do koncepcji z drążkiem, albo bardziej przełącznikiem skrzyni biegów, który umieszczono po prawej stronie obok kierownicy.
"Rączkę" od wycieraczek przeniesiono tam, gdzie mamy kierunkowskazy i wyszła taka... wielofunkcyjna wajcha. Wymaga to przyzwyczajenia i uważam, iż to przekombinowane rozwiązanie, ale ten pomysł nie dotyczy przecież tylko Volkswagena.
W innych detalach znajdziemy same plusy. Na przykład na kierownicy nie ma już tych dziwnych przycisków, które nie były ani dotykowe, ani haptyczne. Ich obsługa irytowała i na szczęście można już o nich zapomnieć. W Passacie ponownie zagościła klasyka.
Warto podkreślić, iż auto jest wykończone bardzo przyzwoicie. Nie brakuje miękkich materiałów, ale wzrok najbardziej przyciągają ozdobne, multimedialne wstawki. Wnętrze Passata można rozświetlić w swoim ulubionym kolorze. Da się sterować natężeniem kolorów w poszczególnych segmentach. Jedni potraktują to jako zwykły gadżet, inni może docenią sam fakt, iż Volkswagen daje możliwość szerokiej personalizacji.
Moim zdaniem kluczowa w Passacie pozostaje przestrzeń i komfort. A na to akurat trudno narzekać i pozostaje tylko podkreślić, iż to wciąż znak szczególny tego modelu. Z przodu i z tyłu można się rozsiąść bardzo wygodnie. A do tego mamy jeszcze 510 l przestrzeni w bagażniku.
Tu mamy haczyk, bo w hybrydzie plug-in kufer jest mniejszy. Normalnie do dyspozycji byłoby 690 l, więc ta różnica jest znacząca i może mieć znaczenie, jeżeli ktoś nie akceptuje kompromisów i ma mnóstwo rzeczy do spakowania.
Passat tylko z dieslem? To już nie te czasy...
Passat z silnikiem TDI kiedyś wydawał się oczywistością. I jeżeli ktoś chce dzisiaj jeździć Volkswagenem z dieslem pod maską, dalej ma taką możliwość.
My jednak sprawdziliśmy nieoczywistą wersję, która pasuje do aktualnych trendów. Nasz Passat miał benzynowy silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM, a do tego 116-konną jednostkę elektryczną. Moc systemowa wynosi 204 KM. To hybryda plug-in, czyli taka, którą możemy ładować i jeździć również wyłącznie w trybie elektrycznym.
To teraz po kolei. Ponad 200 KM w Passacie dawało nadzieję, iż auto będzie więcej niż... zwinne. Teoretycznie przyspiesza do setki w nieco ponad 8 sekund. W praktyce spisuje się nieco leniwiej, niż można się spodziewać. Pamiętajcie jednak, iż w tej wersji samochód waży prawie 1,9 t. Pewnie dlatego czułem się bardziej, jakbym prowadził auto w opcji z silnikiem o mocy 150 KM.
To jednak nie było problemem, bardziej ciekawił mnie zasięg w trybie elektrycznym, który "na papierze" wynosi około 130 km. Passat naładowany do pełna pokazał mi jednak, iż przejadę 105 km. A później zostało z tego nieco ponad 70 km. Sporo "uciekło" i byłem trochę zawiedziony.
Trzeba też zaznaczyć, iż testowałem VW w zimowych warunkach. Nie było siarczystego mrozu, temperatura oscylowała w okolicach 0 st. C, ale podróżowanie na krótkich dystansach ma w takich sytuacjach swoją cenę. Wystarczy, iż zaczniemy dogrzewać wnętrze. Trudno więc porównywać wyniki z różnych pór roku, bo dla napędu elektrycznego to kompletnie różne światy.
Ale nie da się ukryć, iż zużycie energii w Passacie było duże... a choćby bardzo duże. Komputer wskazywał mi przedział 28-30 kWh/100 km i w zasadzie nic nie mogłem zrobić, żeby obniżyć te wartości. Spokojna jazda w stylu "eko" nie przyniosła większych efektów.
Jak wygląda spalanie w momencie, gdy jedziemy "rozładowani"? Specjalnie pokonałem w ten sposób prawie 300-kilometrową trasę. Autostrada, ekspresówka, kawałek zatłoczonego miasta. Zużycie wyszło mi na poziomie 6,4 l i myślę, iż mógłbym poprawić ten wynik.
W ogóle zejście poniżej 6 litrów jest wykonalne – udało mi się to na drodze krajowej, kiedy zostawiłem za sobą warszawskie korki.
Dla kogo jest Passat ładowany z kabla?
To najważniejsze pytanie związane z testem tego kombi. A rozmowę na ten temat powinniśmy zacząć od pieniędzy.
Passat w opcji plug-in skonfigurowany w wersji "Elegance" kosztuje około 222 tys. zł. Nasza testówka miała jeszcze więcej dodatków, więc w cenniku przebiłaby choćby granicę 250 tys. zł. Dodajmy, iż już za nieco ponad 200 tys. zł możecie mieć "zwykłą", benzynową wersję o mocy 204 KM. To daje do myślenia.
Nie napiszę nic odkrywczego, ale Volkswagen Passat jako hybryda plug-in to samochód tylko dla tych kierowców, którzy ze stoickim spokojem będą go codziennie ładować. Dla jeżdżących na krótszych odcinkach. Dla tych, którzy myślą o Passacie nie tylko jako typowym długodystansowcu.
I zaznaczmy: to naprawdę świetne kombi! W pewnych elementach Volkswagen trzyma poziom lub po prostu jest wierny tradycji. Passat świetnie się prowadzi, jest dobrze wyciszony. Ma wszystko, co chciałbym mieć w trasie na drugi koniec Europy.
Ale stawiam się w roli klienta, który sprawdza broszurkę. Konfiguracje z benzyną i dieslem byłyby moim numerem jeden nie tylko ze względu na cenę. To również więcej miejsca w bagażniku (a przecież po to kupuje się takie auto). A hybryda? Zostaje dla bardzo świadomego klienta, który skutecznie wykorzysta jej zalety.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.