
Moda na styl retro rozwija się bardzo szybkim tempie. Jest też inny kierunek, który wydaje się do niej pokrewny. To restomod, czyli swego rodzaju aktualizacja starego samochodu – zarówno stylistyczna, jak i technologiczna. Najdroższe MINI jest tego znakomitym przykładem. To naprawdę znakomity projekt.
Najdroższe MINI – warte ceny
Autorem tego małego dzieła jest Ian Callum, co oczywiście nie dziwi. Na koncie jego firmy są już inne pakiety modernizacji brytyjskich samochodów. Najdroższe MINI jest więc kolejnym uzupełnieniem bardzo bogatego i imponującego portfolio. Przejdźmy więc do rzeczy.
Zacznijmy od krótkiego rysu historycznego. Pierwsza generacja tego modelu została zaprezentowana w 1959 roku. Chwilę później rozpoczęła się jej produkcja (w Wielkiej Brytanii) i trwała przez cztery dekady, co jest samo w sobie imponujące.
Do dziś uchodzi za jeden z najlepszych samochodów miejskich, jakie kiedykolwiek stworzył przemysł motoryzacyjny. To lekki, bardzo zwinny i niezawodny samochód, który zmotoryzował nie tylko Brytyjczyków.
Co ciekawe, na jego bazie powstały przeróżne wersje nadwoziowe. Oprócz standardowego hatchbacka, Mini doczekało się sedana, kombi, vana, a choćby pick-upa. Fani sportu motorowego doskonale wiedzą, iż osiągało również sukcesy w rajdach i wyścigach.
Podkreślić bez rewolucji
Firma znanego inżyniera postanowiła ponownie pokazać, iż nie chodzi o nową tożsamość stylistyczną, tylko znalezienie najlepszych wartości w tej dotychczasowej. I znów wyszło jej naprawdę świetnie, co podkreślają estetyczne detale.
Nadwozie ma dokładnie takie same kształty, jak pierwotnie. Zyskało jednak odrobinę sportowego animuszu, co jest zasługą poszerzonych błotników. Pod nimi zagościły nowe koła z felgami o trójwymiarowym wzorze.

Pas przedni jest wierny tradycji. To oznacza, iż elementy oświetlenia pozostały okrągłe. Reflektory oferują technologię LED, podobnie jak dodatkowe halogeny i kierunkowskazy. Maska z charakterystycznym przetłoczeniem zyskała nowe oznaczenie.
Tył też jest minimalistyczny. Jego główną aktualizacją są nowe wypełnienia lamp – diodowe, rzecz jasna. Centralne miejsc pod zderzakiem zajmują dwie końcówki układu wydechowego. Wrażenie robi również brązowy lakier uzupełniony charakterystycznymi pasami.
Najdroższe MINI z największym stylem
Na duże pochwały zasługuje również wnętrze, które łączy klasykę z nowoczesnością – i robi to dobrze, czego najlepszym dowodem jest kokpit. Został wykończony skórą oraz drewnem. Jak zwykle można liczyć na dobre spasowanie.
Wszystkie sześć dostępnych wskaźników ma jasne tarcze i dyskretne obwódki, które podkreślają sznyt. Przejawem zaawansowania technologicznego jest niewielki, prostokątny ekran dotykowy na konsoli centralnej.
Duże wrażenie robi także kierownica, która przypomina tę pierwotnie zastosowaną. Z pewnością nie posiada poduszki powietrznej, ale w tym projekcie nie jest to specjalnie zaskakujące. Zresztą, pierwsza generacja i tak nie oferowała takich dobrodziejstw. Pięknie prezentuje się także tapicerka, która stanowi zestaw brązowej skóry z czarno-białą kratką – w stylu GTI.

Co ciekawe, najdroższe MINI nie otrzymało elektrycznego układu napędowego. I słusznie, bo niektórzy mogliby uznać to za profanację, a nie znak czasów. Silnik spalinowy jest to zdecydowanie bardziej trafnym pomysłem.
Inżynierowie zdecydowali się na zmodyfikowaną i unowocześnioną jednostkę o pojemności 1,3 litra. Ma wtrysk dwupunktowy i nową głowicę. Oddaje do dyspozycji użytkownika 100 koni mechanicznych. Aby samochód prowadził się jeszcze lepiej, otrzymał zmodernizowane zawieszenie.
Ile kosztuje prezentowane MINI? Co najmniej 75 000 funtów, co stanowi wydatek 372 750 złotych (kurs 4,97). Dziś choćby największy SUV tej marki nie jest tak drogi. Pamiętajmy jednak, iż cała podaż od Callum Design jest budowana manualnie. Istnieje możliwość dodatkowej personalizacji, co z pewnością wiąże się z jeszcze większym wydatkiem.