Gdyby zapytać ludzi o najbardziej luksusowe i komfortowe samochody ich odpowiedzi gwałtownie powędrowałyby w kierunku limuzyn klasy premium. Nowoczesne BMW 7, majestatyczny Mercedes klasy S czy potężne Audi A8. jeżeli trzeba by wskoczyć półkę wyżej, pewnie usłyszelibyśmy o Rolls Royce czy Bentleyu.
I to wszystko byłoby prawdą, bo tak też odpowiedziałbym jeszcze niedawno. To nowoczesne arcydzieła motoryzacji, które momentami są wręcz obrzydliwie luksusowe. Dlatego przyznam się, iż byłem szczerze zaskoczony po tym, co zaserwował nam "jakiś tam" Lexus. I to choćby nie prestiżowa limuzyna, ale van. Van, czyli zwykle taki klocek, który częściej kojarzy się z samochodami dla rodzin z trójką czy czwórką dzieci.
Potem sobie jednak przypomniałem, iż gdy parę lat temu byłem na targach motoryzacyjnych w Genewie tak naprawdę największe wrażenie pod względem luksusu i przestrzeni zrobiły właśnie vany. Nie były to jednak modele produkowane seryjnie, ale przerabiane od zera znane auta z zupełnie nowym “środkiem”.
I oto jesteśmy przy Lexusie LM, który nie musiał być przerabiany, bo już sam z siebie oferuje coś, z czym mało kto może się równać. W dziale Moto naTemat testowaliśmy wiele nietuzinkowych aut. Niektóre z nich robią spore wrażenie i przyciągają wzrok. Nigdy nie sądziłem jednak, iż takie reakcje może wzbudzać… van.
Poważnie, ilość głów, które odwraca Lexus LM, jest porównywalna do skrajnie sportowych samochodów. Nie brakuje też zdjęć. Ba, stawiam tezę, iż momentami robił choćby większe wrażenie, bo o ile do widoku Porsche, Lamborghini, Mclarenów, Ferrari ludzie już względnie się przyzwyczaili, to taki Lexus jest czymś bardzo rzadkim i nietuzinkowym. Ludzie na parkingach czasem zagadywali i zerkali mniej lub bardziej ukradkiem do środka.
Nie ma tu jednak mowy o żadnym "nudnym vanie". To auto nie zostawia wątpliwości, iż coś jest na rzeczy. Potężna bryła z atrakcyjnymi przetłoczeniami z boku i delikatna "lotka" z tyłu. Do tego gigantyczny front z niespotykanym grillem, dużymi wlotami powietrza i pięknie połączonymi światłami oraz maską. To nie może nie robić wrażenia. I robi. Sami spójrzcie. Trudno przejść obok tego samochodu obojętnie. Zupełnie mnie to nie dziwi. Wygląda jak UFO. Lub może bardziej "niezidentyfikowany obiekt jeżdżący".
I jeżeli ktoś ma oczy szeroko otwarte, widząc to auto na zewnątrz, naprawdę szeroko otworzy je, dopiero gdy zajrzy do środka. Ten samochód jest przegięty i tak naprawdę do końca nie wiem, czy jego wnętrze powinno rozpatrywać się w kontekście "samochodów".
To bardziej biznes klasa lotnicza, bo wrażenia są podobne. I chyba do niej można znaleźć więcej porównań niż do innych samochodów. Powiedzieć, iż jest tam dużo miejsca to niedopowiedzenie. To tak jakby powiedzieć, iż Burj Khalifa to dość wysoki budynek.
W głównej salonce są dwa samodzielne fotele, które można w pełni regulować w każdym poziomie nachylenia. Łącznie z tym w pełni poziomym. W efekcie można tam stworzyć dwie samodzielne łóżko-leżanki. Gdy położymy się całkowicie na płasko, nasza głowa znajduje się tuż przy tylnej szybie.
Wyobraźcie sobie miny kierowców, którzy jadą za wami i nagle widzą w tylnej szybie kogoś, kto sobie leży i na nich patrzy. Z drugiej strony jakoś niekomfortowo poczułem się, gdy wyobraziłem sobie, iż ktoś może nam zaraz w tył auta wjechać. Wtedy uderzyłby nie tylko w auto, ale i od razu w głowę. Mimo pełnego rozłożenia foteli z tyłu wciąż w bagażniku były spakowane bagaże czterech dorosłych osób.
Do tego lodówka, schowki, masaże, ładowarki, wejścia na kable, kontakt – wszystko, czego możesz tylko potrzebować. Okna można zasłaniać i odsłaniać: czy to z boku czy na górze. Co ważne, ta salonka jest de facto samodzielną kabiną. Przód auta jest oddzielony ścianką z niewielką uchylną szybą pomiędzy jedną częścią a drugą. W efekcie choćby jak jest otwarta, rozmawianie pierwszego rzędu z drugim jest utrudnione i trzeba mówić naprawdę głośno, żeby nie powiedzieć, iż lekko krzycząc. Po zamknięciu szyby pełna prywatność jest zachowana.
Do dyspozycji w salonce jest wielki ekran na całą szerokość wnętrza, którym można sterować z poziomu każdego fotela. Niestety trąci trochę myszką, nie ma możliwości łatwego połączenia z telefonem, nie ma żadnych preinstalowanych apek, z których można by faktycznie pokorzystać np. Netflix czy YouTube. Szkoda. Realnie pewnie najsensowniej połączyć to kablem HDMI z laptopem, ale tego w praktyce nie przetestowałem. W takim BMW 7 jest to rozwiązane nowocześniej i łatwiej z już preinstalowanymi aplikacjami np. Netflixa czy YouTube.
Nie jestem fanem tej białej skóry i jasnego wykończenia. Jakoś tak wizualnie szybciej się starzeje i łatwiej brudzi, co w dłuższej perspektywie może popsuć ten premium feel. Bardzo fajne były za to drewniane elementy wykończenia.
Auto nie jest ociężałe, ale czuć, iż jedziemy czymś większym. Spalanie z trasy w trybie mieszanym wyniosło 9,5l/100km, więc sporo. Pod maską jest 2,5-litrowy silnik hybrydowy o mocy 250 koni mechanicznych.
Z rzeczy, które utkwiły mi w głowie jako lekko upierdliwe to system otwierania drzwi z tyłu z pozycji kierowcy. Są specjalne przyciski, które jednak potrzebowały chwili, by załapać, iż drzwi trzeba otworzyć. Podobnie było z klapą bagażnika, którą najsprawniej otwierało się dwoma dyskretnymi guzikami z boku auta.
Lexus LM to bardzo nietuzinkowe auto. Nie jest nudnym vanem, co to, to nie. To naprawdę piękny samochód, który wyróżnia się wszędzie tam, gdzie się pojawi. Jest nowoczesny, odważny i absurdalnie komfortowy. Niektóre rozwiązania mogłyby być jednak nieco bardziej dopracowane.
Nie mam tylko pojęcia, kto jest targetem takiego samochodu. Chyba głównie hotele lub firmy, które czasem potrzebują przewieźć kogoś w ultra luksusowych warunkach. Zwłaszcza iż jest bardzo drogo, ceny zaczynają się od ok. 600 tysięcy, a są i wersje od 730 tys. złotych. Jedno jest pewne: Lexus LM ląduje wysoko na liście aut, które zostają w głowie na długo.