Suzuki Jimny jest dostępne w wersji dwudrzwiowej, a niebawem na rynek trafi wariant pięciodrzwiowy. jeżeli ktoś jednak marzy o kabriolecie, musi polecieć do Chin. I to najlepiej z własnym egzemplarzem Jimny.
Historia auta jest ciekawa
Suzuki Jimny najnowszej generacji w momencie pojawienia się na rynku kusiło swoją ceną. To sprawiło, iż salony zaczęli szturmować klienci, a ponieważ liczba egzemplarzy w sprzedaży była ograniczona, nie brakowało wśród nich spekulantów. I tak cena wystrzeliła w kosmos.
W międzyczasie zaostrzyły się normy emisji CO2 i cieszący się ogromną popularnością Jimny nagle wypadł z Europy. Jak wiemy, na krótko. Suzuki dość gwałtownie znalazło rozwiązanie tego problemu, usuwając tylną kanapę i oddzielając przestrzeń bagażową specjalną przegrodą. W ten sposób Jimny stał się niewielką ciężarówką i wrócił do europejskiej oferty (z odpowiednio wysoką ceną).
Szykowana jest również wersja Long, czyli wydłużona z dodatkową parą drzwi. Nie brakuje też licznych przeróbek i pakietów stylistycznych. Suzuki Jimny jako dostawczak? Nie ma problemu, tylko trzeba mieszkać w Nowej Zelandii. Jimny upodobnione do G klasy? Kłania się Liberty Walk. Co ciekawe, wśród różnych dziwnych konwersji i modyfikacji Suzuki Jimny nie było do tej pory kabrioletu.
Ale już jest. Chiński tuner YiChe Garage stworzył projekt Jimny bez dachu
Za inspirację posłużył pojazd o nazwie Tank 300, przynajmniej jeżeli chodzi o przód i kształt tylnych świateł. Mimo iż nie ma dachu Jimny zachowało świetne proporcje i wygląda wspaniale.
To zdecydowanie urokliwy pojazd, który świetnie zaprezentuje się na ruchliwej ulicy w mieście.
Jego wygląd może być nieco mylący, bo cały czas mamy do czynienia z rasową terenówką, bazującą na ramie drabinowej, z sztywnymi mostami i skrzynią redukcyjną. Bez obaw można nim zjechać z asfaltu.
Suzuki Jimny z otwartym nadwoziem nie jest tanie
60 000 dolarów to koszt importu auta (w Chinach oficjalnie Suzuki Jimny nie jest dostępne w sprzedaży). Kolejne 60 000 dolarów to koszt modyfikacji – karbonowy zderzak i nadkola muszą swoje kosztować. Mimo to myślę, iż kilku chętnych pewnie się znajdzie.
Źródło: Wheelsboy, motor1.com