Rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady. Najlepiej Lexusem RX 450h+ F Sport

5 godzin temu
Samochód jest bez dwóch zdań genialnym wynalazkiem. Dał ludziom wolność w podróżowaniu, ale musi stawać się coraz bardziej ekologiczny, byśmy mogli raz dane nam przywileje zachować i jeździć w najdziksze zakątki przyrody nie niszcząc jej zarazem. Z takiej synergii powstał hybrydowy Lexus RX 450h+, który pozwolił mi nacieszyć się pięknem Bieszczad.


Nie taki cichy ideał


Postanowiliście porzucić na chwilę (albo na zawsze) zgiełk miasta, niewdzięczną harówkę w korpo, szefa irytującego niczym bzyczenie komara przed snem, czy nadąsanych klientów, których wymagań wasza krwawica nie jest w stanie zaspokoić. Połknęliście właśnie czerwoną pigułkę, wsiadacie do SUVa i ruszacie w dal, wyrywając się z matrixa.

Czego oczekujecie od wehikułu, którym wyruszycie ku wolności? Neo w swą podróż udał się raczej mało komfortowym Nabuchodonozorem. Sam oczekiwałbym wygodnego, cichego wnętrza, miękkiego fotela, dobrego audio i zawieszenia, które wybiera nierówności równie sprawnie jak pokonuje zakręty. Cóż za przypadek, iż akurat taki pojazd w swojej flocie posiada Lexus.

RX 450h+ to flagowy SUV Lexusa z hybrydowym napędem, w wersji F Sport Design okraszony sportową stylistyką. To auto o dwóch twarzach. Wewnątrz to stonowany, wygodny samochód, który nie zaskakuje, bóg wie jakimi bajerami. To taki stateczny, cichy biznesmen w dobrze skrojonym garniturze, może trochę nudny, ale wysoce kompetentny — dowozi to co obiecuje.

Za to z zewnątrz okazuje się, iż ten biznesmen ma w sobie sporą dawkę polotu. Lexus od dawna raczy nas odważnym designem (nie mogę nie wspomnieć tu o kultowych lampach "lexus look") i przez lata wyrobił sobie charakterystyczny, niepodrabialny styl. Śmiałe, nowoczesne i ostre linie nadwozia sprawiają, iż kanciaste Lexusy wyróżniają się z tłumu na drogach. Grzeczni japońscy biznesmeni pokazują pazur, a cicha woda brzegi rwie.

To jest Lexus na miarę naszych (ogromnych) możliwości


Przejechałem RXem przeszło tysiąc kilometrów w większości po autostradach i drogach szybkiego ruchu i urzekło mnie jak wygodnym i przyjemnym jest kompanem podróży. Kabina jest niesamowicie cicha choćby przy wysokich autostradowych prędkościach.

Kojącą ciszę kierowca i pasażerowie zawdzięczają prawdopodobnie po trochu opływowej sylwetce RXa, ale przede wszystkim pracy Takumi, czyli japońskim mistrzom rzemiosła, którzy poświęcili życie doskonaleniu swoich umiejętności, abym gdzieś na drugim końcu świata mógł rozpływać się w komforcie, zostawiając za sobą Warszawę i wszystko, co obok żadnego Takumi choćby nie stało.

Kokpity swoich aut Lexus projektuje zgodnie z koncepcją, którą nazwali Tazuna. Tazuna to po japońsku lejce. Trzymaj bratku lejce mocno w dłoni i patrz na drogę — zdają się mówić kierowcy Japończycy, a przestrzeń wokół steru wyraźnie tej, jakby nie patrzeć, słusznej i bezpiecznej filozofii sprzyja.

Zza kierownicy łypie na kierowcę czujne oko systemu wychwytującego oznaki zmęczenia czy dekoncentracji, a przyciski na kierownicy są rozmieszczone tak, żeby można było sterować najważniejszymi funkcjami samochodu i multimediami patrząc na drogę przez head-up display.

Lubię samochody, do których nie muszę się przyzwyczajać. Po prostu wsiadam i jadę, czując się pewnie za kierownicą od pierwszych chwil. O ile w autach sportowych pewien początkowy dyskomfort jest zrozumiały (potrzeba czasu, by ujarzmić dziką bestię, ależ jak to potęguje późniejszą satysfakcję), o tyle w SUVie premium moim zdaniem byłoby to niewybaczalne. Inżynierom z kraju kwitnącej wiśni udało się trafić w moje upodobania bezbłędnie.

Lexus RX prowadzi się świetnie, intuicyjnie, bezwysiłkowo. choćby na krętych górskich drogach dawał radę, objawiając swoją masę głównie podczas hamowania. Nie zapominajmy jednak, iż to ponad dwutonowa hybryda, a nie zwinny hot-hatch. Luxus nie został stworzony do wyścigów górskich, a do komfortowego, powolnego połykania kilometrów, przy okazji pozwalając wszystkim na pokładzie napawać oczy majestatycznymi widokami Bieszczad.

Flagowy SUV Lexusa błyszczy na autostradzie. Genialny adaptacyjny tempomat radarowy absolutnie kontroluje sytuację na drodze, a we współpracy z asystentem utrzymania pasa ruchu zachowuje tor jazdy także w zakrętach, i to przy niemałych przecież (acz przepisowych) prędkościach.

Czułem się za kierownicą RXa jak nadzorca dobrze naoliwionej maszynerii, która wykonuje za mnie najcięższą pracę, podczas gdy sam mogę się odprężyć przy dźwiękach muzyki płynących z dwudziestu jeden głośników bardzo dobrego systemu audio Mark Levinson.

Osiągi są więcej niż zadowalające. RX 450h+ generuje 309 KM i rozpędza się do "setki" w 6,5 sekundy. Czy ktokolwiek potrzebuje więcej w SUVie? Wątpię. A przy tym, jak przystało na hybrydę plug-in ma umiarkowany apetyt na paliwo. choćby bezstopniowa skrzynia biegów e-CVT, za którą nie przepadam w Toyotach, w Lexusie zdaje egzamin na piątkę. Podejrzewam, iż to robota jakiegoś Takumi.

Jak podsumowałbym Lexusa RX 450h+ F Sport? Wyobraź sobie czytelniku taki obrazek: jedziesz w Bieszczady, zostawiasz zmartwienia za sobą, a twój Lexus aktywnie ci w tym pomaga niczym dobry kumpel, który położywszy rękę na twoim ramieniu, szepcze do ucha "tak trzeba żyć stary, jedziemy". Każdemu życzę takiego kumpla jak ten niebieski RX.

Idź do oryginalnego materiału