Zima i Toyota GR86. Miałem okazję pojeździć przez kilka dni tą zwinną, filigranową Toyotą w czasie polskiej zimy. To świetny wóz, ale w tych warunkach prowadzenie go było bardzo frustrującym doświadczeniem. A zatem, czy można jeździć autem sportowym zimą?
Można. Gdyby nie można było, to pan dróg by inaczej świat zbudował. Niestety w Polsce ma to kilka sensu. Polska to nie koło podbiegunowe, gdzie realizowane są testy sportowych samochodów po zamarzniętych jeziorach. Tam jest ślizgawkowy raj. Tutaj, choć temperatury również są ujemne, to jest bardziej jak w piekle – przynajmniej gdy jeździsz tylnonapędowym, sportowym samochodem z manualną skrzynią biegów. Pojazdem, który został stworzony do szukania wyścigowej linii zakrętu na serpentynach i torach, a nie do toczenia się po zasypanej solą Łodzi.
Zima i Toyota GR86
Poruszanie się po polskich dziurawych, zasolonych i jeszcze zamarzniętych drogach małym sportowym autem w niczym nie przypomina skandynawskich driftów często widywanych na spotach reklamowych producentów opon. Realia są zupełnie inne.
Przede wszystkim, drodzy Czytelnicy, musicie wiedzieć, iż Toyota GR86, do której się odnoszę, kocha zamiatać tyłem. Jest pod tym względem niczym stare, dobre, tylnonapędowe, analogowe auto. Z tą różnicą, iż Toyota ma bardzo skuteczny system kontroli trakcji.
Gdy odebrałem GR86, to akurat przez Warszawę przechodziła śnieżyca. Całe miasto stanęło w korkach – już samo to, iż mała Toyota musiała męczyć się jadąc powoli gęsiego, zupełnie nie leży w jej naturze. A jak dodamy do tego, iż nawierzchnia była ekstremalnie śliska, to uwierzcie mi – to nie była frajda. Za każdym razem, gdy chciałem ruszyć, to GR stawała bokiem. jeżeli choćby udało mi się w miarę skrzętnie napędzić, to przy zmianie biegu na kolejny, 86 znowu chciała jechać tyłem do przodu. I tak cały czas…
Prawdziwie irytujące było to, iż mimo zastosowanych opon zimowych, to GR86 potrafiła zaskoczyć choćby przy wbijaniu 3-go lub 4-go biegu. Wszystko dlatego, iż w porównaniu z GT86 nowe auto oferuje zauważalnie więcej momentu obrotowego w dolnym zakresie obrotów, poza tym posiada w tylnym moście mechaniczny mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu – dwie zalety nagle stały się wadą. Na szczęście nie było to nad wyraz niebezpieczne, bo elektronika robiła swoje. Ale gdyby prowadził ktoś bardziej bojaźliwy, to mógłby się wystraszyć i spowodować poślizg gwałtownymi próbami ratowania się.
Kolejny problem to inni kierowcy. Wrócę do śnieżycy w stolicy. Na wiadukcie przy Dworcu Centralnym było bardzo ślisko, a na całej jego długości był korek. W pewnym momencie zauważyłem w małej tylnej szybie filigranowej Toyoty, jak zsuwa się prosto na mnie duży Mercedes Sprinter. Mruga i trąbi, iż zaraz we mnie uderzy, a ja nic nie mogę zrobić. Na szczęście do tego nie doszło – jakoś się zatrzymał, ale uwierzcie mi, iż w lusterku małego i niskiego auta, to ten Sprinter wyglądał jak 40-tonowa Scania.
Fakt, iż sportowe auta są niskie, to kolejny problem zimą w Polsce – wszystko przez solarki. Te maszyny rozsypują sól na takiej wysokości, iż kryształy zamiast na drogę, to trafiają w szyby nisko zawieszonych aut. To nic przyjemnego. pozostało druga wada niskiego zawieszenia – dziury. Na szczęście nie spotkało mnie nic przykrego, ale trzeba stale obserwować drogę i ciągle omijać pułapki – przynajmniej w Łodzi. To interesująca zabawa przez godzinę – potem próba uratowania fajnego auta przed spotkaniem z jakimś kraterem, staje się męczącym obowiązkiem – nie po to powstała Toyota GR86.
No i pozostało jedna rzecz – wysiadanie
W GR86 siedzi się bardzo nisko – to część jej osobowości. Problem w tym, iż gdy obok auta podłoże jest oblodzone, to naprawdę trudno się z niego wygrzebać… Poza tym było mi wstyd. GR86 jest ładna, czerwona, sportowa – ludzie się za nią oglądają. Na parkingach często czułem spojrzenia innych, podczas gdy ja próbowałem tylko wyjść z kabiny i się nie przewrócić. To było żenujące.
Na koniec dodam jeszcze, iż niektóre rzeczy oczywiste zimą, stają się bolesne, kiedy dotyczą auta sportowego. Odśnieżanie, czy to szczotką, czy skrobaczką, potrafi porysować lakier – to jasne. Ale dopiero oranie auta takiego, jak ta śliczna Toyotka sprawiło, iż poświęcałem temu zabiegowi więcej uwagi niż bym chciał, byle tylko niczego nie zarysować. Z normalnej czynności stał się przykrym i uciążliwym obowiązkiem… No i wyobraźcie sobie, co przeżywa podwozie ciągle atakowane przez sól i błoto – szkoda mi było GR-ki.
Ostatnia rzecz, to obuwie. Źle zmienia się biegi w butach zimowych – do wyczucia precyzyjnej skrzyni biegów Toyoty najlepsze są adidasy, a nie trapery. Poza tym trapery zwykle mają w podeszwach dużo piachu i śniegu, a to również jest problem. Kopanie o progi auta nie wchodzi w grę, a bardzo trudno jest zanurzyć się w niskim siedzisku GR86 tak, żeby zostawić nogi na zewnątrz i opukać buta o but. Tak więc do kabiny trafia więcej syfu niż zwykle – a to przecież nie jest samochód do zbierania brudu w dywaniki… Serce się kroi normalnie. Zestaw dywaników gumowych: obowiązkowy.
Zima i Toyota GR86. Czy są jakieś plusy?
Gdyby to było legalne w ruchu ulicznym, to można by było łatwo kręcić bączki. Poza tym zima w GR86 pokazała mi, iż spryskiwacze reflektorów faktycznie coś dają. W tym modelu dysze intensywnie oblewają klosze, ale w taki sposób, iż niedokładnie myją wewnętrzną część lamp. No i było wyraźnie widać, iż tam, gdzie pryskały, to faktycznie klosze były czyste – Toyota GR86 bawi i uczy.
Podsumowując – moim zdaniem jazda sportowym autem zimą w Polsce jest bez sensu. Czy da się to robić? Wszystko się da, ale za jaką cenę. GR86 została zbudowana zupełnie do czegoś innego, ale o tym przy okazji pełnego testu.
Zdjęcia: Krzysztof Kaźmierczak
Czytaj również:
Pojechałem nową Toyotą GR Suprą spotkać się z jej poprzednikami. Jak zmieniał się ten model?