Prius to przez cały czas grzeczne auto, ale nie wygląda już jak "taxi". I niestety ma swoje wady

3 dni temu
Nowa, piąta generacja Toyoty Prius (trzecia, jeżeli patrzymy na PHEV-y) jest już od jakiegoś czasu w rynku, ale nie widać ich wiele na ulicach polskich miast. W ubiegłym roku sprzedało się nieco ponad 3 tysiące tych aut... w Europie, więc nic dziwnego. Chociaż po jazdach testowych tym samochodem mam pewne tropy, dlaczego.


Nie, nie jest to wygląd. Zobaczcie to nadwozie. Jest zupełnie inne, niż to, które miał poprzednik i ogromnie się wyróżnia.

Wypłaszczona sylwetka wyciągnięta do tyłu i ku górze, delikatne, długie linie boczne nadają całej bryle pojazdu bardziej aerodynamicznego kształtu. Pas przedni Priusa został dostosowany do nowego designu całej gamy, czyli mamy minimalistyczną kratkę chłodnicy i zawijające się do środka, takie trochę haczykowate światła.

Z tyłu z kolei obie smukłe poziome lampy połączone są listwą świetlną, a na środku klapy bagażnika pojawił się duży napis Prius. Jestem fanem tego designu, bo jest czysty, prosty, a zarazem bardzo ładny.

W środku też jest dość prosto, ale komfortowo i funkcjonalnie. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to ilość miejsca na tylnej kanapie, bo choćby z odsuniętymi fotelami z przodu jest go naprawdę bardzo dużo. Nic dziwnego, bo auto to ma 4,6 m długości oraz 2,75 m rozstawu osi. Nad głową też zostawało mi miejsce... chociaż mam 184 cm wzrostu.

Ale pasażerowie z tyłu mają przyzwoity komfort jazdy. Są spore kieszenie w drzwiach, miękkie podparcie łokcia, podłokietnik z uchwytami na kubki, dwa gniazda USB-C oraz, co ciekawe, podgrzewanie tylnych siedzeń. Szkoda, iż ktoś nie pomyślał jeszcze o dodatkowej strefie klimatyzacji na tył albo samych kratkach nawiewów.

I nie da się ukryć, iż Prius, chociaż nie wygląda teraz jak auto dla kierowców na aplikację, to został stworzony do takich celów, bo z jednej strony ta przestrzeń na tylnej kanapie, a z drugiej... jej brak w bagażniku – mamy jej tam tylko 284 litry. Zdecydowanie za mało, jeżeli chcemy zapakować bagaże 5-osobowej rodziny.

A jak jest z przodu? Tutaj miejsca mamy sporo, jest komfortowo (elektryczne, podgrzewane fotele są bardzo wygodne) i nowocześniej, bo ogromny upgrade przeszedł cały infotainment, który jest bardzo przejrzysty, czytelny i łatwy w obsłudze.

Do tego półka z ładowarką indukcyjną, gniazda do ładowania USB-C, bezprzewodowy Apple CarPlay i przewodowy (o zgrozo) Android Auto, wygodne podłokietniki i sporo schowków.

Ale poza tym jest... ciemno i nudno. To spory dysonans, bo naprawdę nadwozie zachwyca, a wnętrze... no powiedzmy, iż jeżeli chodzi o design, to takie 5/10. No i ten nieszczęsny piano black, ale rozumiem, iż fancy materiał, trzeba było go dodać, a iż się rysuje, to już drugorzędna sprawa. Na ogromny plus za to dużo fizycznych przycisków i pokręteł – bardzo funkcjonalna sprawa.

Na minus z kolei fakt, iż słychać, iż cała konstrukcja została sporo odchudzona. Dlaczego słychać? Bo jak przekroczycie 100 km/h i wpadniecie na jakąś ekspresówkę, to zauważycie, iż Toyota trochę oszczędziła na wyciszeniu wnętrza nowego Priusa. A skoro o jeździe mowa...

Jak prowadzi się Priusa?


Zaskakująco dobrze! Bardzo podoba mi się mała kierownica w Priusie, bo auto dzięki niej i dobrze skalibrowanemu układowi kierowniczemu prowadzi się bardzo precyzyjnie i z łatwością. Nadwozie jest dość miękkie i sprężyste, więc wytłumia większość nierówności na drodze.

Co do kultury pracy silnika... jest specyficzny w układzie eCVT, więc macie głośniejsze lub cichsze, jednostajne warczenie, kiedy wyczerpiecie baterię lub gwałtowniej przyspieszacie. A skoro o silniku mowa, to Prius występuje TYLKO w wersji PHEV, więc mamy tutaj:

2-litrowy, czterocylindrowy silnik benzynowy o mocy 152 KM (190 Nm)


silnik elektryczny o mocy 163 KM (208 Nm)



Moc całego układu to 223 KM wspieranego przez bezstopniową skrzynię CVT. Efekt? 6,7 sekundy od 0 do 100 km/h – całkiem nieźle jak na "taksówkę". Jej zaletą jest też 13,6-kWh bateria (pojemność użytkowa), która realnie daje jakieś 70 km zasięgu na prądzie w jeździe po mieście – bardzo przyzwoicie.

A jeżeli je przejedziecie lub wyskakujecie w trasę, to przez cały czas jest bardzo oszczędnie, bo na krajówkach Prius palił mi jakieś 4,5 litra na 100 km, a na autostradzie góra 6-6,5 litra. Ładowanie Priusa też mordęgą nie będzie, bo co prawda nie macie tutaj ładowarki pokładowej 22 kW tylko 3,3 kW, ale przez cały czas ze zwykłego gniazdka uzupełnicie prąd w jakieś 4-5 h.

Co do innych kwestii związanych z jazdą, to niektórzy mogą narzekać na częste komunikaty od asystentów, np. dotyczących kontroli uważności kierowcy. Czasami też Priusowi zdarza się źle sczytać znaki. Ale ogólnie fajnie, iż sporo tych systemów asystujących jest i to w standardzie.

Cena?


Nowy Prius jest autem niespodzianką, bo na zewnątrz dostajemy bardzo fajny design, nieoczywisty, świeży, nowoczesny koncept, który w środku... no wieje trochę nudą. Nadrabia za to wyposażeniem i adekwatnościami jezdnymi – w końcu to hybryda Toyoty.

I za to zapłacicie 179 900 zł na start. Najbogatszy model – Prius Plug-in Executive, to już koszt prawie 240 000 zł. Zastanawiam się, czy za takie pieniądze nie wziąłbym nowej Toyoty Camry.

Idź do oryginalnego materiału