Chiny uderzyły w UE przed szczytem, ograniczając eksport metali ziem rzadkich kluczowych dla produkcji europejskich aut elektrycznych. To odpowiedź na unijne cła antydumpingowe – w grze miliardy euro i przyszłość transformacji energetycznej Europy.
Przed czwartkowo-piątkowym (24-25 lipca) szczytem apięcia handlowe między Unią Europejską a Chinami narastają. Europejscy przywódcy oskarżają Pekin o ograniczanie dostępu do chińskiego rynku oraz zalewanie rynków globalnych subsydiowanymi produktami.
Jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji Chiny wykonały uprzedzający ruch – ograniczyły eksport metali ziem rzadkich, kluczowych dla produkcji samochodów elektrycznych. Działanie to wymierzone jest bezpośrednio w europejski sektor motoryzacyjny.
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen zapowiedziała, iż jednym z głównych tematów lipcowego szczytu będzie konieczność „zrównoważenia” relacji handlowych z Chinami.
Spór narasta od października 2024 roku, kiedy UE wprowadziła cła antydumpingowe na chińskie samochody elektryczne. Decyzja ta była efektem wielomiesięcznej kontroli Komisji Europejskiej, która wykazała, iż chińscy producenci – tacy jak BYD, Geely czy państwowy SAIC – korzystają z masowego wsparcia rządowego.
Dopłaty, preferencyjne kredyty i tanie surowce umożliwiały im oferowanie pojazdów po cenach, z którymi europejscy konkurenci nie są w stanie konkurować. Bruksela chcąc zachować miejsca pracy w UE i przywrócić równowagę rynkową w sektorze motoryzacyjnym zdecydowała się na krok ostateczny – cła.
Gdy Bruksela się odgryzła: gambit antydumpingowy
Dane potwierdzają skalę problemu. W maju 2024 roku chińskie samochody elektryczne odpowiadały już za niemal 11 procent całkowitego wolumenu sprzedaży nowych aut w Europie — to znaczący wzrost, który wywołał rosnące zaniepokojenie wśród unijnych decydentów.
Dynamiczna ekspansja wspieranych przez państwo chińskich producentów postrzegana jest jako realne zagrożenie dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. Prowadzi to do głębokiej transformacji krajobrazu jednej z kluczowych gałęzi gospodarki UE.
Decyzja o wprowadzeniu ceł wywołała poważne napięcia handlowe i podzieliła państwa członkowskie Unii Europejskiej. Niemcy, obawiając się eskalacji konfliktu gospodarczego i możliwego odwetu ze strony Pekinu, wyraziły wątpliwości wobec restrykcyjnych środków.
Natomiast takie kraje jak Polska i Francja zdecydowanie poparły unijną interwencję, wskazując na potrzebę ochrony lokalnych producentów i przywrócenia równowagi na rynku.
Chiny przechytrzyły unijne ograniczenia
Chiny stanowczo sprzeciwiły się decyzji Unii Europejskiej, określając ją jako działanie protekcjonistyczne i sprzeczne z zasadami wolnego handlu. W sierpniu 2024 roku Pekin złożył oficjalną skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO), kwestionując legalność europejskich ceł.
Najwięksi chińscy producenci – BYD, Geely i państwowy SAIC – zaskarżyli decyzję również przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, zarzucając Komisji Europejskiej błędną i stronniczą ocenę zarówno skali subsydiów, jak i ich wpływu na unijny rynek.
Równocześnie Pekin rozpoczął ofensywę na innym froncie. Chińscy producenci zaczęli przekierowywać eksport na hybrydy plug-in (PHEV), które nie są objęte wszystkimi nowymi taryfami. Rezultat był znaczący: w 2024 roku eksport elektryków z Chin do UE spadł o 10,4 proc., podczas gdy eksport hybryd wzrósł aż o 190 proc.
Jednocześnie władze w Pekinie zarekomendowały firmom wstrzymanie inwestycji w krajach członkowskich, które poparły unijne cła – uderzając tym samym w bezpośrednie interesy Europy.
Polska płaci cenę
Polska, która znalazła się w gronie państw popierających unijne cła na chińskie pojazdy elektryczne, gwałtownie odczuła konsekwencje swojej decyzji. W kwietniu 2025 roku chińska spółka Leapmotor, wspólnie z europejskim gigantem Stellantis, ogłosiła wstrzymanie produkcji modelu T03 w zakładach w Tychach. Była to bezpośrednia odpowiedź na polskie poparcie dla restrykcyjnej polityki celnej wobec Chin.
Jeszcze dotkliwszy okazał się kolejny krok – rezygnacja z planów lokalizacji produkcji drugiego modelu, B10, również w Polsce. W zamian rozważane są w tej chwili alternatywne lokalizacje w krajach takich jak Niemcy i Słowacja – czyli tych, które sprzeciwiły się cłom lub wstrzymały się od głosu podczas unijnego głosowania.
W cieniu napięć handlowych chińscy negocjatorzy zaczęli sygnalizować gotowość do kompromisu. Jako alternatywę dla ceł Pekin zaproponował szereg innych rozwiązań – od wprowadzenia minimalnych cen eksportowych po wynegocjowanie preferencyjnych warunków dla wybranych producentów.
Dodatkowo Chiny sugerują zwiększenie inwestycji w Europie oraz gotowość do szerszego transferu technologii, co miałoby złagodzić obawy o nieuczciwą konkurencję i zabezpieczyć interesy unijnego przemysłu motoryzacyjnego.
Pozorne porozumienie i ukryte ograniczenia
W efekcie wielomiesięcznych napięć handlowych 1 czerwca Unia Europejska i Chiny zawarły porozumienie w sprawie chińskich samochodów elektrycznych.
W miejsce karnych ceł strony ustaliły minimalny próg cenowy – od 35 do 40 tysięcy euro za pojazd – mający zapobiec dalszemu zalewowi europejskiego rynku tanimi modelami z Azji. Na papierze był to dyplomatyczny przełom. Rzeczywistość okazała się inna – była to tylko pozorna deeskalacja.
Gdy uwaga opinii publicznej skupiła się na samochodach, Pekin wprowadził znacznie bardziej dotkliwe restrykcje uderzające w fundamenty zachodniego przemysłu. Już w kwietniu Chiny ogłosiły obowiązek uzyskiwania specjalnych licencji eksportowych na metale ziem rzadkich – surowce najważniejsze dla produkcji silników elektrycznych, baterii i nowoczesnej elektroniki.
Na liście znalazły się m.in. neodym, dysproz, terb, samar, gadolin, lutet, skand i itr – pierwiastki o strategicznym znaczeniu dla sektorów od elektromobilności po obronność, energetykę wiatrową i technologię medyczną.
Nowe regulacje nie tylko ograniczyły dostępność surowców, ale też wydłużyły czas dostaw. Procedura licencyjna trwa od 20 do 45 dni roboczych, co znacząco zwiększa koszty i dezorganizuje globalne łańcuchy dostaw.
Choć formalnie chodzi o „kontrolę eksportu”, rzeczywistość, iż jest to subtelna, ale skuteczna forma presji – wymierzona w serce europejskiego i amerykańskiego przemysłu zaawansowanych technologii.
Wyprzedzający cios Pekinu: metale ziem rzadkich jako broń
Europa pozostaje w ponad 90 proc. uzależniona od chińskich dostaw metali ziem rzadkich – surowców niezbędnych dla przemysłu nowej generacji. Wprowadzone przez Pekin ograniczenia eksportowe już teraz powodują poważne zakłócenia w łańcuchach dostaw firm takich jak ZF, Bosch czy Valeo – kluczowych dostawców komponentów do silników, elektroniki i układów dla samochodów elektrycznych.
Choć chińskie władze utrzymują, iż decyzje licencyjne są zgodne z prawem międzynarodowym i służą ochronie bezpieczeństwa narodowego oraz realizacji zobowiązań w zakresie nieproliferacji, w praktyce trudno nie dostrzec politycznego kontekstu.
Restrykcje są czytelną odpowiedzią na protekcjonistyczne działania USA i UE, w tym wprowadzenie ceł i limitów importowych.
System licencji nie tylko ogranicza fizyczny dostęp do surowców – destabilizuje również globalny rynek zielonych technologii i uwypukla strategiczną przewagę Chin w światowym wyścigu o przyszłość elektromobilności i transformacji energetycznej.
Pekin pokazał, iż dysponuje narzędziem nacisku znacznie bardziej skutecznym niż tradycyjne cła czy sankcje – i iż nie zawaha się z niego skorzystać.
Efekt domina: gdy łańcuchy dostaw się załamują
Chińskie restrykcje eksportowe wywołały efekt domina na globalnych rynkach. Ograniczenia objęły nie tylko surowce, ale także półprodukty najważniejsze dla przemysłu motoryzacyjnego, obronnego, produkcji dronów i elektroniki użytkowej.
Od kwietnia 2025 roku ceny magnesów i tlenków metali ziem rzadkich wzrosły o 10–20%, a skutki są odczuwalne na całym świecie.
Zakłócenia w łańcuchach dostaw doprowadziły do przestojów w fabrykach w Europie i USA. Brak dostępu do podstawowych komponentów sparaliżował produkcję w wielu zakładach – od producentów samochodów po firmy technologiczne. To ujawniło głęboki poziom uzależnienia Zachodu od chińskich surowców.
Europejska kontrofensywa: plan na 2030 roku
Zachód próbuje rozpaczliwie uniezależnić się od Chin. Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Japonia uruchomiły własne programy wspierające wydobycie i recykling metali ziem rzadkich.
Według ekspertów realne efekty tych działań mogą być jednak widoczne dopiero za 5–10 lat. Skala zależności – ekonomicznej i technologicznej – okazała się głębsza, niż przez lata przyznawano. To strategiczne niedopatrzenie, które kosztuje Zachód nie tylko miliardy, ale i wpływy geopolityczne.
Jako reakcję Bruksela wyznaczyła ambitne cele na 2030 rok: co najmniej 10% metali strategicznych ma być wydobywane w Unii, 40% przetwarzane na miejscu, a 25% pochodzić z recyklingu. N
owe przepisy ograniczają także koncentrację źródeł – nie więcej niż 65% dowolnego surowca może pochodzić z jednego kraju. To jasny sygnał: UE chce zerwać z dominacją jednego dostawcy.
Realizując te założenia zidentyfikowano 47 projektów o znaczeniu strategicznym w 13 państwach członkowskich. Procedury administracyjne zostały przyspieszone – pozwolenia na wydobycie mają być wydawane w ciągu 27 miesięcy, a na przetwarzanie i recykling w 15, zamiast dotychczasowych 5–10 lat.
Jednocześnie Bruksela intensyfikuje współpracę surowcową poza Europą. W ramach Mineral Security Partnership zawarto porozumienia z Australią, Kanadą, Kazachstanem, Namibią, Peru, Filipinami i Ukrainą. W czerwcu 2025 roku oficjalnie zatwierdzono 13 projektów strategicznych poza UE – większość zlokalizowana jest w Afryce i Ameryce Łacińskiej.
Eksperci obawiają się chińskiego przejęcia rynku
Choć cele na 2030 rok są ambitne, wielu ekspertów przestrzega przed nadmiernym optymizmem. Dywersyfikacja łańcuchów dostaw i rozwój nowych źródeł surowców to proces powolny i kosztowny.
Nawet przy uproszczonych procedurach, budowa kopalni czy zakładów przetwórczych wymaga lat inwestycji w infrastrukturę. Tymczasem tempo rozwoju europejskiego recyklingu i lokalnego wydobycia wciąż pozostaje dalekie od oczekiwań.
Coraz częściej pojawiają się też ostrzeżenia przed bardziej dramatycznym scenariuszem. jeżeli obecne tendencje się utrzymają, chińscy producenci mogą w ciągu najbliższej dekady przejąć rynek tanich i średniej klasy samochodów elektrycznych w Europie.
To nie tylko zagrożenie dla miejsc pracy i pozycji europejskich producentów, ale również sygnał alarmowy: strategiczna zależność Europy od chińskiego przemysłu motoryzacyjnego staje się coraz bardziej realna.
Szach mat: jak Pekin zamienił surowce w broń geopolityczną
Dla Pekinu ograniczenia eksportowe to znacznie więcej niż odwet za unijne cła – to element precyzyjnie zaplanowanej strategii geopolitycznej. Chiny wykorzystują swoją dominującą pozycję na rynku surowców krytycznych jako narzędzie nacisku, zmuszając Zachód do rewizji swoich działań protekcjonistycznych i wymuszając korzystniejsze warunki handlowe.
To podejście okazuje się nie tylko skuteczne, ale i trudne do zrównoważenia. Podczas gdy cła na pojazdy elektryczne można częściowo obejść lub zneutralizować instytucjami lokalnymi, w przypadku metali ziem rzadkich alternatywne źródła są ograniczone – a rozwój ich wydobycia zajmie lata.
Konsekwencje są poważne: potencjalne spowolnienie europejskiej produkcji samochodów elektrycznych, zakłócenia w przemyśle zbrojeniowym i elektronicznym, oraz zagrożenie dla realizacji ambitnych celów klimatycznych i cyfrowych.
Pekin jasno pokazuje, iż w nowej erze handlu surowce stają się równie strategiczne jak ropa czy gaz w XX wieku. To nie tylko eskalacja wojny handlowej – to zwiastun głębszej zmiany w funkcjonowaniu globalnej gospodarki: od integracji ku fragmentaryzacji, od otwartości ku regionalizacji.
Europa została zmuszona do przemyślenia swojej pozycji w tej nowej układance. Pytanie brzmi, czy zrobi to na czas.
Artykuł <span style="
display: inline-block;
background-color: #FFC708;
color: black;
font-size: 0.75em;
padding: 0.15em 0.5em;
border-radius: 9999px;
margin-right: 0.4em;
vertical-align: middle;
">PREMIUM</span>Chiny odcinają dostawy kluczowych metali. Co ze szczytem UE – Chiny? pochodzi z serwisu EURACTIV.pl.