Ludzie uparci czasami po prostu mają rację. Wtedy bardziej niż o uporze możemy mówić o konsekwencji. Częściej jednak upór oznacza brnięcie w ślepą uliczkę, choćby gdy ewidentnie widać już, iż nie ma się racji, rozwiązanie się nie sprawdziło, i generalnie czas się wycofać. Mam wrażenie, iż w przypadku stosowanego przez Peugeota tak zwanego „i-cockpit” mamy do czynienia z uporem, nie konsekwencją. Szczególnie w nowym Peugeot 308 2022.
I-cockpit w Peugeot 308 2022
Niby nie jest to nic nowego, koncepcja ma już 10 lat – po raz pierwszy projektu zawierającego zestaw wskaźników przeniesiony nad kierownicę użyto w modelu 208. Jak każda nowość, pomysł miał zwolenników i przeciwników. Zaliczałem się do zwolenników – takie nieco „motocyklowe” ustawienie rzeczywiście poprawiało widoczność, a mniejszą kierownicą łatwiej się manewrowało. Należało, rzecz jasna, pamiętać o odpowiednim ustawieniu fotela, ale gdy wszystko było na swoim miejscu, czytelność była bez zarzutu. Zestaw był duży, z normalnymi, analogowymi „zegarami”, a kierownica zwyczajna, okrągła, tylko trochę mniejsza. W niewielkim samochodzie wszystko do siebie idealnie pasowało.
W Peugeocie uznali jednak, iż skoro coś sprawdziło się raz, będzie się sprawdzać zawsze i w każdym samochodzie, choćby w dostawczym. No i od tego czasu wszystkie nowe Peugeoty projektowano zgodnie z tą zasadą. Doprowadzając świeży, nowatorski i po prostu fajny pomysł do groteskowej karykatury. Zestaw wskaźników zmniejszono, spłaszczono i obniżono, a kierownica wyewoluowała do jakiegoś dziwnego, oktagonalnego wolantu. Nie dało się inaczej – po zaburzeniu proporcji oryginalnego projektu normalna, okrągła po prostu połowę zegarów by zasłaniała. Tym sposobem nie jest już ani wygodnie – bo trzeba siedzieć bardzo wysoko, ani bezpiecznie – bo kierownica musi być maksymalnie nisko. Ale Peugeot trzyma się tego z uporem maniaka, zyskując jedynie oryginalność.
Drugim pomysłem na „i-cockpit” było przerzucenie sterowania dosłownie wszystkim na ekran dotykowy. Tu akurat opinie były zgodnie negatywne, z części funkcji dotykowych więc wycofano się, powracając do normalnych przycisków. Ale przez cały czas sterowanie na przykład klimatyzacją możliwe jest tylko przez ekran. A wyłączenie systemu start-stop wymaga aż trzech kliknięć – wyboru menu ustawień samochodu (raz), wyłączenia systemu (dwa) i potwierdzenia (trzy). Kolejna rzecz, która nie jest ani wygodna, ani bezpieczna, bo każda czynność „wyklikiwana” na ekranie wymaga oderwania wzroku od drogi. Chociaż w samochodzie, który jest bohaterem niniejszego tekstu, i tak działa to dosyć szybko, co w starszych modelach absolutnie nie było regułą.
Świetny wygląd i nowe (stare) logo
Nowy Peugeot 308, bo o nim mowa, ma wszystkie wyżej wymienione wady. Ma też dużo zalet, które o wadach pozwalają trochę zapomnieć. Przede wszystkim – wygląda rewelacyjnie. Uzyskano efekt całkowitej nowości, jednocześnie zachowując sylwetkę poprzednika, co pozwala samochód natychmiast rozpoznać. Mimo iż nowe jest adekwatnie wszystko – może poza szybami. Uwagę zwraca też nowe logo, a adekwatnie stare, klasyczne, z dostojną głową lwa na tarczy, zupełnie jak przed wojną.
Peugeot odszedł natomiast od tradycji nadawania nowym modelom kolejnych numerów. Pewnie z najprostszego możliwego powodu – gwałtownie by się skończyły. Było już 304, 305, 306, 307, a choćby 309 (choć o nim już mało kto pamięta). A przecież wyróżnikiem Peugeota są numery z zerem w środku, jest to choćby zastrzeżone jako patent. Stąd mamy teraz do czynienia z kolejnymi generacjami 208, 308 czy 508, i numeracja raczej już nie pójdzie wyżej.
Świetne fotele
Pretensje do wnętrza zgłosiłem już na początku, dodam jeszcze, iż w dobrze wyposażonym samochodzie segmentu C oszczędzanie na ogrzewaniu foteli i kierownicy to lekka przesada. Fotele, oczywiście, można zamówić ogrzewane, ale kierownicy już nie, i dotyczy to w zasadzie wszystkich modeli Peugeota. Nie, żebym był nadmiernie wydelikaconym francuskim (sic!) pieskiem, po prostu ekranu dotykowego nie da się obsłużyć w rękawiczce. Miło by więc było, zanim wnętrze się nagrzeje, kłaść dłonie na ciepłej kierownicy. Nie rozumiem tego tym bardziej, iż w technicznie bliźniaczym Citroenie C4 kierownica jest jak najbardziej ogrzewana, czyli technologia jest znana.
Same fotele są natomiast doskonałe – świetnie wyprofilowane, trzymające w zakrętach i z wystarczająco długim siedziskiem. Dwie osoby nie będą też narzekać na jazdę z tyłu. Za wadę uznam też zbyt nisko umieszczone klamki, na dodatek pozbawione podświetlenia. Po ciemku trudno do nich trafić, ktoś nie pomyślał o wyprowadzeniu jednego przewodu i jednej niewielkiej diody. Dziwne, bo kieszenie w drzwiach są podświetlane, czyli instalacja w drzwiach jest. W dość dużym i ustawnym bagażniku ewidentnie brakuje jakiegokolwiek haczyka na torby z zakupami. Kolejne zdziwienie, bo uwzględnienie tego w projekcie raczej nic nie kosztuje.
Napęd
Nic nowego natomiast nie znalazło się pod maską. W samochodzie testowym urzęduje, jakżeby inaczej, trzycylindrowy silnik 1.2 o mocy 130 KM sprzęgnięty z sześciobiegową skrzynią manualną. Nie przepadam za tą jednostką napędową, nie będę się już na niej wyżywać. Tak, jedzie, potrafi choćby całkiem żwawo, choć jej domeną jest raczej jazda spokojna. Można wtedy uzyskać spalanie na poziomie 6,5 litra na 100 km. Przy wykorzystaniu pełni możliwości silnika poniżej ośmiu litrów raczej nie da się zejść.
Skrzynia natomiast nie jest najlepszym wyborem, a wręcz tym gorszym. Niby nie pracuje źle, ale obsługa lewarkiem wielkim jak w ciężarówce po prostu nie jest wygodna, a i do miasta (gdzie jednak robi się większość przebiegu) dużo lepiej pasuje ośmiobiegowy automat. Dostępny, naturalnie, za dopłatą, wydaje się, iż niezbędną. Poza tym Peugeot 308 jeździ naprawdę dobrze, zawieszenie jest niezłym kompromisem pomiędzy sportową sprężystością a adekwatną dozą komfortu. Prowadzi się nieźle, choć do informacji przenoszonych z drogi na dziwną kierownicę trzeba się przyzwyczaić.
Nowy Peugeot 308 jest zatem idealną ilustracją dla przysłowia o tym, iż nie należy oceniać książki po okładce. Gdy zaczniemy lekturę, najdalej po drugim rozdziale albo wciągnie nas bez reszty, albo stwierdzimy, iż to jednak nie dla nas. Ja mam mieszane uczucia. Może samochód z automatem albo z mocniejszym napędem hybrydowym da więcej satysfakcji i pozwoli doczytać tom chociaż do połowy. Na razie w połowie drugiego rozdziału książka wraca na półkę i trochę odczeka.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.