Pierwszy raz na torze i od razu zwycięstwo. MINI JCW dało mi dzień, którego nie zapomnę

1 godzina temu
Nie każdy dzień zaczyna się w garażu pełnym sportowych MINI z filiżanką kawy w ręku i poczuciem, iż za chwilę wydarzy się coś wyjątkowego. Autodrom Jastrząb, słoneczny poranek i nowa rodzina MINI John Cooper Works. W powietrzu unosił się zapach świeżo mielonej kawy, a obok stały auta, które już na pierwszy rzut oka kusiły swoim agresywnym, charakterystycznym designem.


Zanim jednak ruszyliśmy na tor, organizatorzy mieli dla nas niespodziankę bo UWAGA, pojawił się Charlie Cooper, wnuk samego Johna Coopera, legendy sportów motorowych i człowieka, od którego nazwiska pochodzi legendarna linia MINI JCW. To nie był tylko event motoryzacyjny, to było spotkanie z historią i jej kontynuacją w nowoczesnej formie.

Tor zamienił się w królestwo MINI


Autodrom Jastrząb, choć na co dzień jest miejscem treningów i jazd testowych, tego dnia w pełni oddychał klimatem MINI. Cały tor został podzielony na trzy strefy. Pierwsza to próba czasowa czyli okrążenie z pomiarem czasu, gdzie każdy z nas mógł sprawdzić, jak radzi sobie pod presją stopera.

Druga część obejmowała sekcję techniczną - szykany, śliski łuk i awaryjne omijanie przeszkody. Trzecia strefa to była płyta poślizgowa z systemem szarpaka, który w ułamku sekundy potrafił wytrącić samochód z równowagi. Na każdej z tych sekcji czekały inne wyzwania, a MINI, ustawione w pełnym słońcu na tle wyścigowej infrastruktury, wyglądały tak, jakby były w swoim naturalnym środowisku. MINI to nie tylko samochody, ale cały styl życia.

Pierwsze spotkanie z nową gamą MINI JCW


Tego dnia po raz pierwszy zobaczyłem elektryczne wcielenia MINI JCW, zarówno klasycznego hatchbacka, jak i zupełnie nowego MINI John Cooper Works Aceman. Marka wyraźnie zaznaczyła, iż to dla niej zupełnie nowe otwarcie. Odświeżony, nowoczesny design wciąż czerpie z kultowego DNA, ale teraz połączony jest z nową gamą napędów, w której każdy wariant ma sportowy charakter.

Spalinowe wersje kusiły donośnym, rasowym brzmieniem wydechu, które na torze niosło się echem i odpowiednio nastrajało wszystkich obecnych petrolheadów. Elektryki… cóż, były ciche, ale nadrabiały natychmiastową reakcją na gaz. Jednak w scenerii toru, przy dźwiękach czterech cylindrów w wersjach spalinowych, łatwo było zauważyć, iż wszyscy uczestnicy najcieplej reagowali na tradycyjne JCW.

Próba czasowa i pierwszy raz na torze


Przyznam szczerze: nigdy wcześniej nie jeździłem po torze. To był mój absolutny debiut. Pierwsze okrążenie to stres, niepewność, lekka walka z autem i samym sobą. Instruktor choćby zapytał, czy kiedykolwiek próbowałem jazdy automatem "na dwie nogi", oczywiście, iż nie bo w temacie wyścigów jestem laikiem, jeżeli chodzi o uczestnictwo.

Mój start był ostrożny, minuta i czternaście sekund na stoperze. Natomiast z każdym kolejnym przejazdem stres ustępował miejsca ekscytacji. MINI z 251-konnym silnikiem spalinowym trzymało się asfaltu jak przyspawane, a ja zacząłem rozumieć, co marka ma na myśli, mówiąc o "gokartowej frajdzie z jazdy". Ostatnie okrążenie? Nieco ponad 57 sekund. Różnica była ogromna, a endorfiny buzowały we mnie jeszcze długo po zjechaniu z toru.

Testowanie limitów MINI


Drugim etapem były testy bezpieczeństwa czyli mokre nawierzchnie, omijanie przeszkody przy wysokiej prędkości (test łosia), nagłe hamowanie i jazda w kontrolowanym poślizgu. Szarpak, który w ułamku sekundy "wyrzucał" tył auta z toru jazdy, pokazał różnice między poszczególnymi modelami.

Spalinowe JCW dawały się opanować stosunkowo łatwo, choćby w rękach kogoś bez doświadczenia. Elektryczny Aceman? Z jego masą 1710 kg był trudniejszy do ujarzmienia. Każde z tych ćwiczeń uczyło, jak auto reaguje w sytuacjach granicznych, a instruktorzy swoją wiedzą i spokojem sprawiali, iż choćby utrata panowania nad samochodem była… pouczającym doświadczeniem.

Wycieczka MINI na drodze


Po emocjach torowych przyszedł czas na spokojniejszą jazdę po okolicznych drogach. Kilkadziesiąt kilometrów w zmiennych warunkach, bo było trochę miasta, trochę krętych odcinków. Pogoda akurat spłatała mi figla, wsiadając do cabrio, musiałem zamknąć dach z powodu deszczu.

Mimo to, choćby w codziennym ruchu MINI zachowuje swój sportowy charakter. Dobre wyciszenie, pewne prowadzenie i ta sama natychmiastowa reakcja na gaz. Natomiast to, co czyni MINI wyjątkowym, to nie tylko adekwatności jezdne, ale też fakt, iż w mieście wciąż przyciąga spojrzenia.

Sportowa rywalizacja z uśmiechem


Event MINI JCW miał w sobie idealny balans między rywalizacją a dobrą zabawą. Czasy były mierzone, klasyfikacja tworzona na bieżąco, a na koniec ogłoszono zwycięzcę dnia. Instruktorzy nie tylko dbali o bezpieczeństwo, ale też motywowali uczestników, dopingowali przy kolejnych próbach i tworzyli atmosferę, dzięki której każdy czuł się częścią zespołu.

Pozdrawiam Cię, Franek, dzięki za zajęcie się mną w tym nowym środowisku.

Moment kulminacyjny - "Driver of the Day"


Dla mnie największym zaskoczeniem było to, że… wygrałem. Najlepszy czas dnia, tytuł "Driver of the Day" i to przy pierwszej w życiu jeździe po torze. Uczucie? Połączenie dumy, euforii i ogromnej satysfakcji. MINI JCW dało mi nie tylko samochód do testu, ale też przeżycie, które zostanie ze mną na długo. Uczucie odebrania pucharu z rąk Charliego Coopera - bezcenne.

Nowe MINI JCW, nowy rozdział


Po tym dniu mogę powiedzieć jedno: MINI JCW wciąż mają to coś. Elektryczne wersje są szybkie i nowoczesne, ale spalinowe przez cały czas wygrywają na torze sercem i dźwiękiem. To samochody, które potrafią bawić, zaskakiwać i wciągać w świat sportowej jazdy choćby tych, którzy na torze są po raz pierwszy. A sama organizacja eventu? Perfekcyjna. MINI pokazało, iż potrafi połączyć historię z przyszłością i zrobić to w stylu, którego konkurencja może pozazdrościć. Kibicuję tej marce bo jednak to kawał historii motoryzacji.

Idź do oryginalnego materiału