Kiedy pod koniec listopada rolnicy protestowali przeciwko podatkowi spadkowemu, który chce wprowadzić rząd Keira Starmera, brukowce donosiły, iż na czele protestu szedł Jeremy Clarkson. Clarkson nie jest rolnikiem – ani w drugim, ani w piątym pokoleniu. Jest telewizyjnym celebrytą zgrywającym rolnika w programie, który można oglądać na Amazon Prime.
Ziemię, na której teraz kręcony jest jego show, kupił za (jak się szacuje) 4,5 miliona funtów w 2008 roku. Kupił ją zaś po to, by uniknąć podatku majątkowego – nie tylko to przyznał, ale wręcz się tym chełpił na łamach ogólnokrajowej gazety. Ale to zeszłoroczny śnieg.
Dziś Clarkson nie życzy sobie, żeby ktokolwiek o tym wspominał, zwłaszcza dziennikarki. Wyraźnie denerwuje go, gdy Victoria Derbyshire z BBC próbuje przeprowadzić z nim wywiad na proteście. Jak śmie zadawać mu proste pytania? Teraz mówi, iż kupił ziemię, bo chciał sobie postrzelać. Oby tylko do bażantów i kuropatw, bo w 2011 roku opowiadał się za strzelaniem do strajkujących pracowników sektora publicznego – więc kto go tam wie?
„Typowe BBC, ech, wy!” – warknął dziennikarce, po czym oświadczył, równie absurdalnie, co prowokacyjnie, iż 96 proc. rolników zapłaci teraz podatek spadkowy. A był to zaledwie początek słowotoku. Pomstował na chlorowane kurczaki z zagranicy – i słusznie! – po czym przeszedł do zrzędzenia o tych niewielu regulacjach dotyczących rolnictwa, które jeszcze pozostały. Kto powiedział, iż konsekwencja czy choćby wewnętrzna logika argumentu coś dziś jeszcze znaczą? Ponadto Clarkson poskarżył się na ekologów prowadzących wojnę z rolnictwem i pożartował sobie z BBC i dziennikarki, która jego zdaniem potrzebuje „się wyedukować”. Na koniec oświadczył, iż jest „nabuzowany paracetamolem i kodeiną”, co najpewniej miało znaczyć, iż nie odpowiada za to, co mówi.
Kilka dni później w cotygodniowym felietonie dla „Sunday Timesa” Clarkson wraca myślą do pierwszego protestu, w jakim uczestniczył. Wiedział, iż jeżeli dołączy do demonstrantów, spadnie na niego gniew lewaków, którzy będą głośno krzyczeć, iż jest oszustem podatkowym. A jeżeli odpuści protest, rolnicy uznają go za lenia. Scylla i Charybda!
Clarkson pojechał w końcu do Londynu, nie zważając na lewaków i na zalecenia lekarza. Wyjaśnia to na wypadek, gdybyśmy przegapili tabloidy donoszące już to o jego bohaterstwie, już to o głupocie. Jaki ja nieszczęśliwy – ale także: patrzcie wszyscy na mnie! No i drugi raz przypomniał, iż był pod wpływem środków przeciwbólowych, jakby ta wymówka miała zmyć z niego cały obciach.
Z paracetamolem czy bez, Clarkson pozostaje sobą. Mógł przecież zostać w domu, zamiast przykładać rękę do dezinformowania opinii publicznej o tym, kogo i w jakim stopniu obejmą zmiany przepisów podatkowych. Chociaż niekoniecznie zrobiłoby to dużą różnicę, bo doskonale mu idzie rozpowszechnianie teorii spiskowych z domowego zacisza.
Jeszcze zanim rolnicy wyszli na ulicę, w brukowcu „The Sun”, do którego też często pisuje, Clarkson głosił, iż nowy budżet jest dowodem spisku mającego na celu „etniczne oczyszczenie wsi z rolników”. Rząd, twierdził, w imię osiągnięcia zerowych emisji netto opracował szatański plan zastąpienia rolników imigrantami, a ich gospodarstw – farmami wiatrowymi. Ministra skarbu Rachel Reeves jest jego zdaniem „wielbicielką komunizmu”, a wszyscy politycy Partii Pracy to kłamcy.
Clarkson jako przedstawiciel wiejskich elit to jednak nowość. Przez 30 lat mieszkał w Londynie i chyba nie zawsze myślał aż tak źle o BBC, gdzie przez 13 lat prowadził program motoryzacyjny Top Gear. Miał 12 lat, gdy pierwszy raz wystąpił na ogólnokrajowej antenie. Pierwszą prawdziwą pracę znalazł jednak w lokalnej gazecie. Nie miał wprawdzie kwalifikacji ani doświadczenia, ale miał dziadka lekarza, który przyjmował na świat pierwsze dziecko redaktora gazety.
Tak Clarkson został dziennikarzem, bo musiał iść do roboty po tym, jak nie ukończył prywatnej szkoły (nie jest jasne, czy odszedł z niej sam, czy go o to poproszono). Ale iż taki z niego wulkan błyskotliwego dowcipu, na dodatek wzmocniony intelektualną dyscypliną, nic dziwnego, iż „Times” i „Sun” płacą mu za pisanie.
Nie ulega wątpliwości, iż uważa się za lepiej poinformowanego od historyków i badaczy społecznych. Pisał na przykład, iż Wielka Brytania mniej zarobiła na handlu niewolnikami, niż wydała na wojnę z niewolnictwem. Wygodne przekonanie, jedno z wielu, do jakich jesteśmy najwyraźniej przywiązani: miejsce kobiety jest w domu, chłopaki muszą się wyszumieć i tak dalej.
Ale idźmy dalej. Clarkson uważa, iż przemysłowa produkcja mięsa nie ma wpływu na klimat. Ale czy czytał publikacje naukowe Open University? Czy rozmawiał z ekspertami? Nic podobnego, on poszedł o krok dalej: przeprowadził eksperyment na swoich pierdach, które, jak zapewnia, znikają w 30 sekund. Stąd niezaprzeczalny wniosek, iż metan na nic nie wpływa i nikomu nie szkodzi. Doktoraty honoris causa powinny się teraz posypać! Co najmniej jeden za badania nad genderem, drugi za zasługi dla rolnictwa. (Clarkson ma już zresztą honorowy doktorat od Oxford Brookes University).
Gdy po ceremonii w Brookes na jego twarzy wylądowało ciastko z kremem, Clarkson miał zakrzyknąć: „celny strzał!” – trzeba przyznać, iż elegancko i dowcipnie. Clarkson wie, iż się w życiu urządził i ciastko nie wyrządzi mu krzywdy.
Kiedy za uderzenie kolegi z pracy grozi ci dyscyplinarka, a w twojej obronie staje sam premier, wiesz, iż grasz w pierwszej lidze. „On ma ogromny talent” – wychwalał go David Cameron, gdy w 2015 roku zawieszono Clarksona w BBC do czasu wyjaśnienia sprawy. Cameron ubolewał, iż gdyby Clarkson spadł z anteny, byłaby to niepowetowana strata dla wszystkich fanów Top Gear, w tym dla jego dzieci. choćby rozumiem, iż można się wkurzyć, gdy czyjś ulubiony program zostaje zdjęty. Jakich jednak emocjonalnych szpagatów potrzeba, żeby przez cały czas oglądać program, kiedy już się wie, iż na jego czele stoi cham i przemocowiec?
Jednak widzowie są najwyraźniej wygimnastykowani: w 2015 roku ponad milion osób podpisało petycję o przywrócenie Clarksona jako gospodarza Top Gear. Utalentowanym należą się specjalne względy, prawda? Gdy BBC w końcu zwolniło Clarksona, Jeff Bezos uznał, iż Clarkson i dwaj inni prezenterzy Top Gear są warci 160 milionów funtów – tyle im zaoferował za nakręcenie 36 odcinków programu Grand Tour. Zamiast więc zniknąć widzom z oczu po tym, jak posłał producenta swojego programu na izbę przyjęć, Clarkson dostał nowy telewizyjny kontrakt.
Chyba tylko udajemy, iż oburza nas przemoc.
W 2004 roku Clarkson wjechał land roverem na szczyt wzgórza Ben Tongue w Szkocji. Doradzano mu, by nie rozjeżdżał terenówką dziewiczego torfowiska, jednak on postanowił je zniszczyć i to zrobił. Zdaniem ekspertów odtworzenie pierwotnego stanu terenu po eskapadzie Clarksona zajmie kilkaset lat.
Niektórzy uważają, iż BBC i tak ociągało się z wydaleniem Clarksona. Pojawiały się skargi ze strony opinii publicznej, zwłaszcza po tym, jak wielokrotnie rzucał rasistowskie obelgi. W Top Gear można też było usłyszeć „żarty” z kierowców ciężarówek mordujących pracownice seksualne oraz z samochodu, który wyglądał jak „prostak”, bo z przodu robił wrażenie, iż się uśmiecha.
W 2009 roku Clarkson nazwał premiera Gordona Browna „jednookim idiotą ze Szkocji”. W tym samym roku polska ambasada w Londynie złożyła skargę na żarty Clarksona z inwazji hitlerowców na Polskę. Żalił się zresztą nie tylko polski korpus dyplomatyczny. Po emisji odcinka, w którym Clarkson określił meksykańską kuchnię jako „odsmażane wymiociny”, a jego współprowadzący Richard Hammond odniósł się do Meksykanów słowami „leniwi, bezmyślni i wzdęci”, ambasador Meksyku zwrócił BBC uwagę, iż były to ksenofobiczne obelgi.
Na przestrzeni lat pojawiło się wiele innych skarg na słowa, jakie padają w programie Top Gear. Uznajcie sami, czy żarty Clarksona wydają wam się błyskotliwie dowcipne czy obraźliwe.
Niektórzy twierdzą, iż to „tylko” persona – maska, za którą kryje się miły i inteligentny człowiek. Nie podzielam tego zdania. Można myśleć źle o rozmaitych ludziach i rzeczach. Ale który „miły i inteligentny” człowiek publikuje w gazecie brutalne, poniżające fantazje o kobiecie? W 2022 roku Clarkson powiedział czytelnikom „The Sun”, iż nie może zasnąć, bo myśli o Meghan Markle i marzy o dniu, w którym „zostanie zmuszona do paradowania nago ulicami każdego miasta w Wielkiej Brytanii, podczas gdy tłumy będą skandować: »Hańba!« i rzucać w nią grudkami ekskrementów”. To najbardziej nikczemny i brutalnie antykobiecy fragment, jaki czytałam od dłuższego czasu (przyznaję: nie czytam komentarzy online), a co gorsza, Clarkson wierzy, iż wszyscy w jego wieku myślą tak samo.
Uleganie najniższym instynktom nie jest trudne. I nie jest to oznaka inteligencji, ale w najlepszym wypadku głupoty, a w najgorszym złośliwości. Clarkson nie jest żadnym niezastąpionym talentem. Jego sztuczka polega na wykrzykiwaniu złośliwości udających żarty, które śmieszą pewną grupę demograficzną – tę, która wciąż ma władzę, ale uwielbia pozować na ofiarę.
Każdy taki żart postrzegany jest jako zwycięstwo nad „poprawnością polityczną” (do niedawna) lub „wokizmem” (obecnie), które jakoby panują w państwowych instytucjach. jeżeli to tylko maska, jeżeli Clarkson choć w pewnym stopniu zdaje sobie sprawę ze swojej roli, tym bardziej trudno mi zrozumieć, w jaki sposób miałoby to uczynić go mniej antypatycznym.
Jeśli zaś Clarkson cierpi na bezsenne noce, nic nie stoi na przeszkodzie, by zapisał się na terapię lub trening z zarządzania gniewem. Ale to, podobnie jak szczere przeprosiny, robiłoby z niego miękiszona, prawda?
Prawdą jest, iż mnóstwo ludzi chce w czasie wolnym oglądać akurat Clarksona. W ankiecie przeprowadzonej przez YouGov w grudniu zajął 16. miejsce wśród najpopularniejszych osobowości współczesnej telewizji. Dzisiaj, pod koniec stycznia, jest na miejscu 12. Więcej mówi jednak spojrzenie na kategorie wieku i płci: milenialsi umieszczają go na 26. miejscu, widzowie z pokolenia X na 40., a kobiety dopiero na 59. Jest nadzieja.