Nowy samochód bezpieczeństwa MotoGP. Mocy mu nie brakuje

1 tydzień temu

Najwyższa kategoria wyścigów motocyklowych doczekała się nowego pojazdu technicznego, który będzie czuwał nad najlepszymi zawodnikami rywalizującymi na torze.

Nowy samochód bezpieczeństwa MotoGP robi wrażenie. To kolejna generacja BMW M5, które skrywa naprawdę bardzo duży potencjał. Co ciekawe, jest to dopiero drugi zelektryfikowany model użytkowany w tej klasie.

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż BMW współpracuje z MotoGP od 26 sezonów. To pokaźny bagaż doświadczeń, który owocuje użytkowaniem licznych modeli bawarskiej marki. Wśród nich były M2, M3 Touring, a choćby XM wykorzystywane do połowy bieżącego sezonu.

BMW M5 MotoGP

Safety car otrzymał wyjątkowe malowanie. Inspiracją był bolid wyścigowy M Hybrid. Matowa czerń kontrastuje tu z kilkoma barwami: bielą, fioletem, niebieskim i czerwonym. Oprócz tego, auto otrzymało dodatkowe elementy oświetlenia.

Uwagę zwracają także wieloramienne felgi w czarnym kolorze. Trzeba przyznać, iż prezentowana konfiguracja robi wrażenie i mogłaby wzbudzić zainteresowanie zwykłych klientów – no może poza „kogutami”, które raczej nie są potrzebne podczas prywatnego użytkowania.

Nowy samochód bezpieczeństwa MotoGP

Stylistyka to oczywiście dodatek. Najważniejsze są możliwości napędowe prezentowanego modelu. Nowy samochód bezpieczeństwa MotoGP skrywa układ hybrydowy typu plug-in, który bazuje na jednostce V8 o pojemności 4,4 litra.

Konstrukcja z podwójnym doładowaniem generuje samodzielnie 577 koni mechanicznych i 750 niutonometrów. To jednak nie koniec, Została bowiem uzupełniona elektrycznością, co zwiększyło potencjał systemowy do 717 koni mechanicznych i 1000 niutonometrów.

W przenoszeniu mocy na obie osie pomaga ośmiobiegowa skrzynia automatyczna. Sprint do setki zajmuje 3,5 sekundy, co oznacza, iż nowe BMW M5 gorzej przyspiesza od swojego poprzednika – mimo większej mocy. Dlaczego?

Powodem jest wyraźnie zwiększona masa własna. Auto waży 2445 kilogramów, co jest efektem zastosowania między innymi akumulatora trakcyjnego, który umożliwia pokonanie około 40 kilometrów w trybie elektrycznym.

Konserwatywni fani marki uważają jednak, iż mniejsza masa i słabszy układ byłyby lepszym rozwiązaniem ze względu na adekwatności jezdne – fizykę ciężko oszukać. Pamiętajmy jednak, iż samochód musi spełnić rygorystyczne normy emisji spalin, co skłania producentów do tworzenia takich napędów.

Idź do oryginalnego materiału