To, iż samochody elektryczne tracą na swojej wartości dużo szybciej, niż ich spalinowe odpowiedniki, nie powinno już nikogo dziwić. Widzieliśmy już naprawdę „imponujące” spadki od początkowej ceny, ale to Audi przekroczyło wszelkie standardy. Właściciel tego dużego, elektrycznego SUV-a w ciągu trzech lat stracił ponad 200 000 złotych.
To Audi jest nowym rekordzistą jeżeli chodzi o utratę wartości
Jednym z największych problemów samochodów elektrycznych jest ich szybka utrata wartości. Mimo rosnącego asortymentu, pojawiania się kolejnych modeli na rynku, ostatecznie zainteresowanie tym rodzajem napędu wśród klientów nie rośnie, a wręcz spada. Konsekwencje tego braku równowagi są widoczne gołym okiem, a dla właścicieli tychże elektryków, wyjątkowo bolesne.
Wśród wad samochodów elektrycznych możemy wymieniać ich wysoką cenę zakupu, niedostateczny rozwój infrastruktury, czy tracąca swoje adekwatności baterię i akumulatory. Ale największym problemem tych samochodów jest ich gigantyczna utrata wartości. A najbardziej dosadnym przykładem jest to konkretne Audi.
Niemieccy dziennikarze z portalu Auto Bild zwracają uwagę na ten konkretny egzemplarz Audi e-tron, które niedawno zostało przemianowane na Q8 e-tron. Elektryczny SUV z Ingolstadt był jednym z pierwszych z tym rodzajem napędu marki z czterema pierścieniami w logo. A samochody z 2021 roku z niewielkim przebiegiem można dziś często kupić choćby za 1/3 ich oryginalnej ceny.
Ten konkretny egzemplarz nie jest jedyny
Przeglądając niemieckie portale aukcyjne nie sposób nie trafić na egzemplarze kosztujące dziś poniżej 20 000 euro (czyli poniżej 90 000 zł). To naprawdę okazje, zważywszy na to, iż samochody te jako nowe bez problemu przekraczały granicę 340 000 złotych. Ale ten konkretny egzemplarz jest absolutnym królem jeżeli chodzi o utratę wartości. Nie chcemy choćby sobie wyobrażać, co musi czuć jego właściciel sprzedając samochód z taką stratą.
To Audi e-tron pochodzi z września 2021 roku, a więc ma tylko nieco ponad 3 lata. W rękach jedynego właściciela SUV pokonał tylko 28 090 kilometrów, a więc jest praktycznie jak nowy. To jedna z prostszych wersji, choć jako nowa kosztowała dokładnie 323 000 zł. Teraz jednak jest wystawiony na sprzedaż za 25 350 euro, czyli… 108 000 zł. Samochód kosztował więc właściciela ponad 210 000 złotych w trzy lata i marne 28 000 kilometrów. To dość szalona matematyka, niezależnie jak na to spojrzeć.
To kwota, za którą dotychczasowy właściciel nie będzie w stanie kupić choćby nowej Skody Octavii. Kierowcy samochodów elektrycznych płacą więc ogromne pieniądze nie tylko za sam zakup, ale także za posiadanie takowego samochodu. Nie wspominając już o prądzie, serwisie, ubezpieczeniu, oponach, czy innych materiałach eksploatacyjnych.