Politycy chętnie mówią o zwiększaniu społecznego dobrobytu oraz dostępności wartościowych produktów, ale po przejęciu władzy często zapominają o dawnych przekonaniach.
Wyobraźmy sobie, iż to nowe Suzuki wjeżdża na europejski rynek. Czy byłoby hitem? Nie ma to większego znaczenia. Najważniejsze, iż jego umiarkowana cena pozwoliłaby uboższym kierowcom na posiadanie nowego samochodu. A to już coś.
Ktoś może powiedzieć, iż jego niska cena wynika z przeciętnego wyposażenia czy archaicznej konstrukcji. Być może, ale to klient powinien decydować, czy chce nabyć to auto, czy jednak woli kupić w tej cenie 10-letnią używkę. Krótko mówiąc, popyt ma tworzyć podaż.
Wbrew pozorom, nie jest to tak „ubogie” auto, jak można przypuszczać. W testach Global NCAP uzyskało pięć gwiazdek. W bazowej wersji oferuje sześć poduszek powietrznych, kontrolę trakcji i system ochrony pieszych. Można? Można.
Poza tym, to bliski krewny nowego Swifta. Ma nieco inne nadwozie, ale pod względem technologicznym dzieli sporą liczbę podzespołów. Warto podkreślić, iż powstał z myślą o rynku indyjskim, gdzie segment B ma ogromne udziały.
Nowe Suzuki Dzire – lepsze, niż się wydaje
Fakt, niewielkie sedany nie ujmują urodą, ale Dzire nie wygląda źle. Niektórzy mogą uznać, iż prezentuje się bardziej spójnie, niż wspomniany Swift. Ma w sobie więcej konserwatywnej formy, ale to z pewnością nie będzie przeszkadzało potencjalnym nabywcom.
Pas przedni wygląda oryginalnie, dzięki nowym reflektorom i atrapie chłodnicy o charakterystycznym kształcie. Tył jest wyraźnie spłaszczony, choć projektantom udało się optycznie oddzielić klapę od linii szyby. Lampy wyglądają całkiem nieźle. Zderzak mógłby jednak mieć nieco przyjemniejszą formę.
W tym miejscu warto wspomnieć o wymiarach. Nowe Suzuki Dzire ma 3995 milimetrów długości przy rozstawie osi wynoszącym 2450 milimetrów. Mówimy więc o identycznych wartościach, jak w poprzedniej generacji tego modelu.
We wnętrzu jest zaskakująco dobrze. Zegary są analogowe i bardzo czytelne. Przed nimi zamontowano kierownicę z fizycznymi przyciskami. Centralne miejsce może zajmować dotykowy ekran multimedialny, pod którym jest niezależny panel klimatyzacji.
Jeżeli chodzi o przestronność to trudno oczekiwać cudów, ale cztery osoby średniego wzrostu powinny zmieścić się bez żadnego problemu. Godny uwagi jest bagażnik, którego pojemność wynosi 382 litry.
Układ napędowy? Prosty i trwały. Jego sercem jest wolnossący silnik o pojemności 1,2 litra, który generuje maksymalnie 82 konie mechaniczne (przy zasilaniu CNG). Na benzynie dysponuje mocą 69 koni mechanicznych.
Standardowo uzupełnia go pięciobiegowa skrzynia manualna, ale wśród opcji znajduje się także automat o tej samej liczbie przełożeń. Bez względu na wybór przekładni, potencjał jest zawsze przenoszony na przednią oś.
Odpowiednia cena
A teraz przyszedł czas na najważniejsze fakty. Nowe Suzuki Dzire startuje od 679 000 rupii indyjskich. To równowartość 32 592 złotych (kurs 0,048). W bogatszych wersjach oferuje choćby kamery 360 stopni, bezprzewodowe Apple CarPlay i Android Auto, szyberdach, indukcyjną ładowarkę czy dekory imitujące drewno. Topowa konfiguracja stanowi wydatek około 48 tysięcy złotych.
I mówimy o samochodzie, który uzyskał pięć gwiazdek w testach Global NCAP. Ktoś może uznać, iż testy na Starym Kontynencie są jeszcze bardziej rygorystyczne, a do tego trzeba liczyć się z normami emisji spalin, które eliminują takie modele.
I to pokazuje absurd, do którego doprowadzili sami Europejczycy. Tanie, proste, lekkie i niezawodne auto jest znacznie mniej szkodliwe dla planety, niż drogi, ciężki i skomplikowany SUV, który zużywa mnóstwo energii – bez względu na jej pochodzenie.
Gdzieś w tym wszystkim została zgubiona ostrość, którą trudno będzie przywrócić. W Polsce Dacia Sandero w bazowej, naprawdę ubogiej specyfikacji stanowi wydatek 64 200 złotych. I nie jest to wina rumuńskiego producenta, tylko przepisów, które sprawiają, iż auta zaczynają być coraz mniej przystępne dla klientów.