Były CEO Waymo John Krafcik otwarcie skrytykował usługę robotaxi Tesli, wskazując, iż dopóki w samochodzie siedzi pracownik monitorujący jazdę, nie można mówić o pełnej autonomii. Jego zdaniem projekt Elona Muska bardziej przypomina tradycyjny model przewozów, niż przełom w transporcie.
Spór o definicję robotaxi
Tesla na początku lipca uruchomiła w rejonie San Francisco usługę przewozową, którą określa mianem robotaxi. Samochody Tesli obsługują pasażerów w modelu zbliżonym do Ubera, ale z wykorzystaniem technologii Autopilot i FSD (Full Self-Driving). Jednak z powodu braku licencji na testy w pełni autonomicznych pojazdów w Kalifornii, każdy przejazd wymaga obecności pracownika Tesli za kierownicą.
Ten element stał się głównym punktem krytyki ze strony Johna Krafcika, byłego CEO Waymo, dziś zasiadającego w radzie nadzorczej Riviana. W rozmowie z „Business Insider” podkreślił, iż jeżeli w samochodzie znajduje się kierowca bezpieczeństwa, trudno mówić o prawdziwym robotaxi.
„To po prostu współczesna wersja Ubera w Dolinie Krzemowej” – twierdzi Krafcik.
Waymo i Tesla idą różnymi drogami
Waymo, należące do Alphabetu, rozpoczynało podobnie, bo w 2017 roku w Arizonie ruszył program pilotażowy, w którym pasażerowie podróżowali z „kierowcą bezpieczeństwa” w pojeździe, a dodatkowo podpisywali umowy o poufności. Jednak od tamtej pory firma rozwinęła technologię do poziomu, w którym oferuje już w pełni autonomiczne kursy bez człowieka za kierownicą.
Tesla wciąż nie posiada takiego uprawnienia w Kalifornii. Jej system FSD działa w trybie nadzorowanym, a regulatorzy stanowi jasno wymagają obecności kierowcy. Elon Musk od lat zapowiada przełom, jednak terminy wdrożeń wielokrotnie przesuwano.
Znaczenie rynku autonomii
Krytyka Krafcika jest istotna, ponieważ to on w latach 2015–2021 prowadził Waymo przez najważniejszy etap transformacji z projektu badawczego do komercyjnej usługi przewozów.
Tesla natomiast korzysta z własnej bazy użytkowników i floty, próbując zbudować przewagę skali. Jej podejście jest jednak krytykowane przez ekspertów branżowych, którzy wskazują, iż „półautonomia” wciąż wymaga dużego nadzoru i stwarza problemy prawne.
„Prawdziwe robotaxi to pojazd, w którym pasażer siada na tylnej kanapie, wpisuje adres i nie martwi się o kierownicę. To coś, czego Tesla jeszcze nie pokazała” – podkreślił Krafcik.
Co dalej?
Na razie trudno oczekiwać szybkiego przełomu. Tesla będzie musiała uzyskać zgodę regulatorów, a jej system FSD przejść rygorystyczne testy. Konkurencja, zwłaszcza Waymo, już teraz oferuje pełną autonomię na wybranych rynkach. W praktyce oznacza to, iż wyścig o pierwsze prawdziwe komercyjne robotaxi w USA wciąż trwa.