Jeździłem Mercedesem C 300 e 4Matic. Ta hybryda może zastąpić elektryka, ale wymusza kompromisy

7 godzin temu
Segment premium przechodzi transformację, a Mercedes Klasy C jest tego najlepszym dowodem. Kiedyś był po prostu synonimem komfortu, który w połączeniu z nowinkami technologicznymi oraz świetnymi silnikami był autem na wskroś uniwersalnym i prestiżowym. Dziś prestiż pozostał, ale Mercedes w wersji C 300 e 4Matic próbuje pogodzić ogień z wodą: bycie długodystansowym krążownikiem i miejskim elektrykiem w jednym, co daje sporo plusów, ale prowadzi też do kompromisów.


Na rynku mało jest aut uniwersalnych i takich, które i dobrze jeżdżą, i mają dużą moc pod maską, są oszczędne, pakowne, ładne i technologicznie hej do przodu. Ogólnie takie miano ma nowy Mercedes Klasy C. Ale czy można to powiedzieć o C 300 e 4Matic w sedanie, który trafił na testy do naszej redakcji?

No i tak, i nie. Bo z jednej strony to rzeczywiście świetny samochód, który spełnia większość wymienionych wyżej cech, ale z racji na napęd trzeba się nastawić na małe wyrzeczenia.

Mała S-klasa, czyli jak wygląda Mercedes C 300 e


Nie da się ukryć, iż nowa Klasa C czerpie garściami ze swojego większego brata, Klasy S. I wychodzi jej to na dobre. Sylwetka jest gładka, nowoczesna, z cofniętą kabiną, co dodaje autu sportowego sznytu i poniekąd zrywa z wizerunkiem biznesowej małej limuzyny. Testowany egzemplarz w kolorze "Czerwień Patagonii" przyciągał spojrzenia, szczególnie w połączeniu z czarnymi akcentami pakietu AMG.

Drapieżnego wyglądu dodają zaawansowane reflektory LED, tutaj dodatkowo w opcji Digital Light, które mogą wyświetlić na drodze dosłownie wszystko, na co pozwala homologacja no i oczywiście charakterystyczny grill z gwiazd Mercedesa. To, iż mamy do czynienia z hybrydą widać na zewnątrz po dodatkowej klapce do portu do ładowania oraz po literce "e" przy oznaczeniu modelu.

W środku jest nowocześnie i cyfrowo jak to w nowych Mercedesach. Oczywiście nie jest to Superscreen jak w nowym CLA, ale i tak mamy pełnoprawne centrum dowodzenia z 11,9-calowym ekranem dotykowym systemu MBUX, który jest lekko pochylony i zwrócony w kierunku kierowcy.

Zaimplementowany na nim system działa płynnie, jest bardzo responsywny i niestety obsługuje trochę potrzebnych funkcji dzięki dotyku, w tym panel klimatyzacji oraz odszranianie szyb. Dobrze, iż wszystko nie zostało zakopane w systemie, tylko jest widoczne cały czas na wierzchu. Oczywiście C 300 e ma kilka fizycznych przycisków (na szczęście), no ale ta klimatyzacja... ech za każdym razem nie mogę tego przeboleć.

Kierowca ma też do dyspozycji duże, czytelne cyfrowe zegary, w opcji także zaawansowany wyświetlacz HUD ze wskazaniami z nawigacji oraz mięsistą kierownicę z... niestety znielubionymi przeze mnie i wielu kierowców przyciskami haptycznymi. No jakbym się nie starał, to nie jestem w stanie dobrze ich obsługiwać moimi paluchami.

Co do wykończenia jest nieźle. Bardzo podoba mi się dynamiczne podświetlenie ambientne, design wnętrza, wygoda foteli oraz jakość materiałów. Troszkę pod naciskiem trzeszczą plastiki na desce rozdzielczej, co mnie trochę zdziwiło, no i nie wybrałbym pianoblackowych paneli na wykończenie tunelu środkowego, ale to akurat da się zniwelować w konfiguratorze.

Przestrzeni mniej przez napęd


Miejsca w środku jest wystarczająco. No może bardzo wysokie osoby mogłyby mieć problem na tylnej kanapie, jeżeli chodzi o przestrzeń przed kolanami, ale ogólnie jest optymalnie. Ale w bagażniku mamy dramat.

To jest ten poważny kompromis, o którym wspominałem wcześniej. Mamy tutaj zaledwie 360 litrów, czyli tyle, co w autach segmentu B. Wszystko przez baterię Mercedesa C 300 e, która musiała się gdzieś zmieścić, więc podłoga kufra powędrowała w górę, a jego pojemność skurczyła się.

Jeśli więc zależy wam na większej przestrzeni, to zakręćcie się za wersją bez hybrydy, bo tam zyskujecie kilkadziesiąt litrów.

Co drzemie pod maską?


No i przejdźmy do tego sprawcy zamieszania, czyli do układu hybrydowego C 300 e, które sercem jest duet: dwulitrowa, turbodoładowana benzyna (204 KM) i silnik elektryczny (129 KM). Razem daje to 313 KM i aż 550 Nm momentu obrotowego. jego osiągi są świetne, bo pierwsza "setka" pojawia się na liczniku już po 6,2 sekundy, dlatego na drodze każdy manewr wykonujecie niesamowicie dynamicznie i płynnie.

Ale "game changerem" jest tutaj akumulator. Bateria o pojemności 25,4 kWh brutto, czyli 19 z hakiem netto, to wartość, którą jeszcze niedawno widywaliśmy w pełni elektrycznych autach miejskich.

To właśnie ten element sprawia, iż C 300 e przestaje być "zwykłą hybrydą", a staje się autem, którym realnie można jeździć wyłącznie na prądzie, nie martwiąc się, iż silnik spalinowy włączy się przy byle wyprzedzaniu.

To oczywiście przekłada się też na spalanie, ale o tym za chwilę. Najpierw jeszcze parę słów o prądzie. Producent deklaruje, iż według WLTP średnio przejedziemy w trybie elektrycznym 116 km.

No i wiele się nie myli, bo przy spokojnej jeździe miejskiej, bez klimatyzacji, ale z podgrzewaniem siedzeń, kierownicy, chodzącym Androidem i przy 2 stopniach na zewnątrz spokojnie udało mi się wyciągnąć 80 km. Więc przy bardziej sprzyjających warunkach 100 km jest robialne i to spokojnie.

Bardzo istotne jest też to, iż poza świetnym zasięgiem i prowadzeniem auto to nie ma charakterystycznego szarpnięcia, gdy wyładuje nam się bateria. Kojarzycie to? W niektórych PHEV-ach to niestety norma, iż podczas przełączania się z prądu na silnik konwencjonalny samochód łapie zadyszkę lub choćby odczuwalne jest lekkie szarpnięcie. Tutaj czegoś takiego nie ma i auto płynnie przełącza się między trybami.

Fajnie, iż Mercedes pomyślał także o trybie oszczędzania baterii, który możemy sobie wyłączyć w trasie tak, aby zachować prąd na jazdę elektryczną, kiedy dotrzemy do miasta.

Warto też dodać, iż C 300 e to jedna z niewielu hybryd z opcją szybkiego ładowania DC (do 55 kW). Doładowanie od 10 do 80 proc. zajmuje w tym aucie zaledwie 20 minut.

A co, jak nie ma prądu? No to też nie jest najgorzej, bo prawie 2-tonowy Mercedes C 300 e spalał mi na trasie szybkiego ruchu około 5,5 - 6 litrów na 100 km. W mieście dobijał do 7 litrów. Jak na tak ciężkie auto to rewelacja.

Oczywiście najlepiej byłby sięgnąć po wersję "de" i nie mam tutaj na myśli jakiejś specjalnej "niemieckiej" tylko po hybrydę o oznaczeniu "de", czyli połączenie napędu elektrycznego z silnikiem diesla. Wtedy w mieście, czyli tam, gdzie diesel pali najwięcej, jeździcie na prądzie, a poza miastem na ropie, której spalacie coraz mniej z każdym pokonanym kilometrem.

No i cena


Cennik Mercedesa C 300 e otwiera kwota w okolicach 295 000 zł. To dużo, choćby jak na klasę premium. Główny rywal, BMW 330e xDrive, jest nieco tańszy, dynamiczniejszy, ma większy bagażnik, ale oferuje o połowę mniejszą baterię i drastycznie mniejszy zasięg elektryczny. Mój model to koszt 406 399 zł. No... i kropka.

Dlatego Mercedes C 300 e 4Matic to propozycja dla świadomego kierowcy, który dobiera auto pod siebie, nie ma wielkiej rodziny więc niepotrzebny mu duży bagażnik, ładuje baterię w domu z fotowoltaiki lub w pracy, a przy tym ceni sobie komfort, dynamikę i zaawansowane technologie. Jest to nisza, ale C 300 e świetnie się w niej czuje.

Idź do oryginalnego materiału