Kto jak kto, ale akurat Skoda ma pełne prawo używać nazwy Monte Carlo i to nie tylko przy modelu Fabia. Czesi uczestniczą w tym prestiżowym rajdzie od czasów przedwojennych. I to z licznymi sukcesami, od Skody Popular, poprzez pierwszą Octavię, model 130RS, drugą Octavię i kilka generacji Fabii. Trudno się dziwić chęci marketingowego zdyskontowania tych zwycięstw. Pierwszym modelem Skody z nazwą Monte Carlo był Popular z 1936 roku – samochód nazwano tak dla uczczenia drugiego miejsca w RMC, wywalczonego przez załogę Zdenek Pohl/Jaroslav Hausman. Dzisiaj Monte Carlo to linia wyposażenia dostępna w trzech modelach Skody, tych z niższego segmentu, a są to Fabia, Scala (test tutaj) i Kamiq (test tutaj). Modele z wyższej półki, czyli Octavia i Kodiaq, mają sportowe wersje RS.
Skoda Fabia Monte Carlo – oszczędny hothatch z 1.5 TSI 150 KM
W przypadku Fabii natomiast Monte Carlo to jedyny wariant, w którym dostępny jest silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM. Jedyny słuszny, a skoro mówimy o sportowych ambicjach, także jedyny sensowny. Z niewielkiej Fabii potrafi zrobić hothatcha, a żeby było śmieszniej, jest przy tym oszczędniejszy od trzycylindrowego silnika 1.0 TSI. I to jest prawdziwy gamechanger – różnicę czuje się już w momencie uruchomienia. Cztery cylindry to większa kultura pracy, lepsza reakcja na gaz i zdecydowanie łatwiejsza kooperacja z dwusprzęgłową skrzynią DSG. Oszczędność natomiast realizuje się poprzez układ odłączania cylindrów. Gdy silnik pracuje pod niewielkim obciążeniem, na przykład podczas jazdy ze stałą prędkością, drugi i trzeci cylinder nie pracują. Włączają się ponownie po dodaniu gazu. Działa to rewelacyjnie i absolutnie niezauważalnie, o pracy na „połowie silnika” informuje tylko kontrolka. Dzięki temu spalanie jest niższe niż w zawsze mocno obciążonym silniku trzycylindrowym.
Podczas testu, w różnych warunkach i na różnych drogach, uzyskaliśmy średnią 6 litrów. I to przy wyłączonym przez większość czasu systemie Start-Stop. Tutaj działa on nieco lepiej niż w 1.0 TSI, ale przez cały czas kręci rozrusznikiem trochę za długo. Oczywiście, jeżeli wiem, iż będę stał długo pod światłami, silnik pracować nie musi. Zresztą i tak po kilku minutach postoju włączy się, żeby nie dopuścić do rozładowania akumulatora. Ale w korku, gdy co chwila przesuwamy się o kilka metrów do przodu, ciągłe włączanie i wyłączanie tylko drażni, a i żywotności silnika nie pomaga. Przy silnikach 1.5 TSI trzeba też pamiętać, żeby zmieniać olej częściej, niż zaleca producent. Używa się tu oleju 0W20 Longlife – ja jednak zmieniałbym co 10 tysięcy kilometrów, a na pewno raz na rok.
Tryb sport – jedyny sensowny
Pełnię możliwości Fabia Monte Carlo pokazuje w trybie Sport – skrzynia pozwala wkręcić się na obroty i daje popracować turbinie. Zachowuje się przy tym tak, jakby norma WLTP nie istniała. Nie wycina momentu obrotowego i przy ruszaniu trzeba umiejętnie dozować gaz. Obniżone i usztywnione sportowe zawieszenie doskonale daje radę, a układ kierowniczy jest rewelacyjnie przewidywalny i posłuszny. To już naprawdę hothatch, oczywiście nie taki, jak dwustukonne Polo GTI czy Hyundai i20N.
Ale Polo GTI występuje chyba tylko w cenniku, bo na ulicy nigdy go nie widziałem. Trudno się dziwić – ponad 160 tysięcy złotych za Polo to jednak sporo. Volkswagen zresztą zdaje sobie sprawę z niszowości tego modelu i choćby nie ma go w parku prasowym. Z kolei i20N jest już bardzo „zabetonowany” zawieszeniowo i w codziennej jeździe średnio komfortowy. Fabia utrzymuje jednak balans pozwalający na dość wygodne przemieszczanie się. Konkurencji w segmencie B za bardzo już nie ma – zniknęło Renault Clio RS, na emeryturę odesłano Forda Fiestę ST. Pozostaje Suzuki Swift Sport, trochę mniejsze i słabsze, ale nadrabiające lekkością i wsparciem miękkiej hybrydy. Z tym, iż Suzuki jest wykonane bardzo „budżetowo”, a Fabia, szczególnie w tym drogim wariancie, jest przed nim o lata świetlne pod względem jakości wykonania i użytych materiałów.
Wnętrze
We wnętrzu Fabii Monte Carlo znajdziemy sporo sportowych dodatków. Przede wszystkim kubełkowe fotele z RS-a, znakomicie dopasowane i trzymające. Z RS-a pochodzi też kierownica. Wyposażenia na pokładzie jest sporo, choć skompletowanego trochę niekonsekwentnie. Na przykład – przednia szyba, kierownica i lusterka są ogrzewane, ale fotele już nie. Lusterka z kolei nie mają funkcji składania. To, oczywiście, można jakoś, w pakietach lub osobno, pozamawiać, chociaż konfigurator pokazuje dziwne rzeczy – chcesz mieć coś, musisz zrezygnować z czegoś innego. Osobiście dodałbym tylko to ogrzewanie foteli, reszta jest w porządku. Wykończenie jest naprawdę bardzo przyzwoite, lepsze choćby niż w wersji Style. A z całą pewnością bardziej się postarano, bo nic nie trzeszczy ani nie skrzypi.
Czerwony – szybszy
Z zewnątrz Fabia Monte Carlo też wyróżnia się bardziej niż nastawiony na elegancki wygląd Style. Czarny dach, czarne progi i spoilery, no i najszybszy, czerwony kolor powodują, iż wielu przechodniów uważnie przygląda się temu samochodowi, z daleka nie rozpoznając modelu. Fakt – to zupełnie inne auto niż bazowe Fabie „przewozów na aplikacje” albo firmowych flot. jeżeli coś miałbym do wyglądu dodać, to obecne w aucie testowym siedemnastocalowe felgi zamieniłbym na bardziej sportowe osiemnastocalowe.
Cztery drogie cylindry
Skoda Fabia Monte Carlo wygląda bez porównania lepiej, niż inne wersje, ale „lepiej” też kosztuje. Egzemplarz testowy to wydatek 122 tysięcy złotych. Dużo jak za samochód segmentu B, choćby świetnie jeżdżący i wyposażony? Niekoniecznie – Fabia Style potrafi dojść do tej kwoty, a ma tylko trzy cylindry. Podobnie Polo, też trzycylindrowe. Po prostu tanio już było. Natomiast dla mnie to jedyna wersja Fabii, która ma sens. Być może jestem uprzedzony do silników trzycylindrowych, a być może po prostu nie lubię tworzenia fikcji ich niebywałej oszczędności. Ale gdybym miał kupować Fabię, to tylko jako Monte Carlo i tylko z silnikiem 1.5 TSI. Bo dla ludzi, którzy przez cały czas cenią normalną motoryzację, to doskonała oferta.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.