Przemeblowanie u niemieckiego potentata wyszło więcej niż dobrze, bo wjeżdżający właśnie do salonów samochodowych wóz robi świetne wrażenie.
Pożegnanie znanego od 1994 roku Audi A4, które zastąpiło wówczas Audi 80, jest częścią większej układanki. Niektórzy nazywają ją rewolucją. Nowa nomenklatura ma zaprowadzić nowe porządki. Założenia są proste: elektryczne modele mają mieć parzyste numery, a spalinowe i hybrydowe nieparzyste. Z racji, iż niemiecka marka nie zamierza stawiać wszystkiego na jedną, elektryczną kartę (i bardzo dobrze!), w najbliższym czasie czeka nas kilka „nieparzystych” premier. Bez dwóch zdań, debiutujące właśnie A5 jest wśród tych najważniejszych…
Nie da się nie porównywać nowego A5 ze starym A4, które dorobiło się przecież rzeszy fanów. Dla tych, którzy zarzucali A4 niezbyt przestronne wnętrze – dobra wiadomość. Debiutujący model jest dłuższy, szerszy, ma też większy rozstaw osi. Bez problemu i wyrzeczeń zmieściłem się na tylnej kanapie, gdzie nie brakowało mi miejsca. Czułem się jak w wyżej pozycjonowanym A6 niż A4. Warto wspomnieć, iż A5 sprawia wrażenie bardziej obszernego od swoich największych rywali, czyli Mercedesa klasy C i BMW serii 3. A dlaczego przywołuję też jego większe rodzeństwo z jeszcze wyższej klasy, czyli A6? Chodzi o komfort podróżowania. Naprawdę wysoki. Samochód jest bardzo dobrze wyciszony, prowadzi się lekko i przyjemnie. Mamy do czynienia z łagodnym, ale i zwartym wozem. Wszystko w zależności od stylu jazdy. Niemały wpływ na odbiór nowego A5 mają materiały wykończeniowe. Zaskoczenia nie było – są takie jak na segment premium przystało. Najbardziej spodobała mi się czerwona mikrofibra, jaką pokryto sporą część kokpitu w jednym z testowanych egzemplarzy.