Wicepremier kupił "podrobione" auto i domaga się zmian w prawie. "Będą pozwy i roszczenia"

Minister cyfryzacji i wicepremier Krzysztof Gawkowski wyżalił się w mediach społecznościowych, że jeździ "podrobionym" autem. Teraz będzie się starał, aby przepisy zaczęły chronić zwykłego obywatela.

Krzysztof Gawkowski jest ministrem cyfryzacji i wicepremierem w koalicyjnym rządzie Donalda Tuska. Polityk należy do partii Nowa Lewica i jest przewodniczącym klubu parlamentarnego Lewicy w sejmie X kadencji. Ostatnio Gawkowski opublikował na portalu X (dawniej: Twitter) wpis pełen rozgoryczenia. Twierdzi w nim, że jest "wkurzony, oszukany i okradziony". Dlaczego? W październiku 2023 roku kupił za 100 tys. używany samochód. Teraz dowiedział się, że jego peugeot 5008 ma we Francji bliźniaka z tym samym numerem VIN. Jak to możliwe? Ironią losu jest to, że w przypadku, który dotknął ministra cyfryzacji, prawdopodobnie zawiódł właśnie elektroniczny system ewidencji pojazdów, a to on go formalnie nadzoruje.

Zobacz wideo Wołomiński gang samochodowy rozbity przez grupę ORZEŁ

Krzysztof Gawkowski jeździł "podrabianym" autem, które ma bliźniaka we Francji

Przede wszystkim jednak trzeba spróbować wyjaśnić użyty przez ministra termin "podrobione" auto. O podróbce można by mówić, gdyby jakaś firma wykonała idealną kopię SUV-a klasy średniej Peugeota, umieściła na nim logo francuskiej firmy i sprzedawała jako model tej marki. Prawdopodobnie Krzysztofowi Gawkowskiemu chodziło o to, że nieświadomie kupił kradziony samochód ze sfałszowanym numerem VIN. Jak to możliwe skoro zarzeka się, że wcześniej sprawdził jego historię w bazie danych, a nawet pojechał na kontrolę do autoryzowanego serwisu tej marki? Wygląda na to, że minister po prostu miał pecha. Tak się czasem dzieje i trudno zapobiec takim przypadkom, bo nie da się całkowicie wyeliminować przestępstw niezależnie od ich charakteru. Kradzieże, napady i oszustwa zawsze będą się zdarzać. Być może dodatkowo zawiódł system, a trzecią, zupełnie inną kwestią jest to, w jakim zakresie pokrzywdzonego obywatela ma chronić prawo.

Przypadkowi wicepremiera warto się przyjrzeć dokładniej. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś kradnie samochód, a potem paser szuka w bazie danych podobnego auta z tego samego rocznika i w identycznym kolorze. Jeszcze lepiej jakby taki peugeot niedawno został z jakiegoś powodu wyrejestrowany w kraju zakupu. Następnie utalentowany rzemieślnik nielegalnie przerabia numer VIN wybity na przegrodzie czołowej w komorze silnika i naklejce umieszczonej na słupku B za przednimi drzwiami.

Jeśli numer VIN został profesjonalnie sfałszowany, oszustwo jest trudne do wykrycia

Taki samochód z podrobionymi dokumentami trafia do wydziału komunikacji polskiego urzędu, gdzie jest rejestrowany. Jeśli wydarzyło się to przed 4 września 2022 r., zgodnie z przepisami dodatkowo została dla niego wystawiona nowa karta pojazdu. Od tej pory oba auta funkcjonują w cyfrowych bazach całej Europy jak jeden i ten sam samochód. Przecież kradzież tego auta jest zarejestrowana pod oryginalnym numerem VIN, który "zniknął" ze wszystkich miejsc. Żeby rozgryźć tę łamigłówkę, ktoś przy oględzinach auta musiałby odkryć, że numer został sfałszowany, a i to niewiele da, dopóki nie zna się prawdziwego. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, aby wykryć, że istnieje "bliźniak" takiego auta. To może się zdarzyć np. gdy pojawi się jakaś szkoda w obu krajach w zbliżonym czasie.

Poza tym taka idealna sytuacja rzadko się zdarza, bo często po drodze ktoś popełnia błąd. Europejskie bazy pojazdów są ich pełne oraz niekompletne. Dotyczy to zarówno rządowych systemów takich jak polski CEPiK, jak i prywatnych baz firm typu: AutoDNA, Carvertical, czy Europejski Rejestr Pojazdów. Teoretycznie polski CEPiK 2.0 zawiera informacje dotyczące samochodów zarejestrowanych we Francji i można je sprawdzić pod adresem historiapojazdu.gov.pl. Nawet jeśli komuś przyszło do głowy to zrobić w przypadku peugeota ministra Gawkowskiego, nie ma gwarancji, że tam rzeczywiście są jakieś dane, a nawet jeśli, to nie wzbudzą podejrzeń, jeśli paser był naprawdę dokładny.

Jakie kroki prawne może podjąć minister? Przede wszystkim ulepszyć system, który nadzoruje

Co może zrobić właściciel samochodu, który znalazł się w takiej sytuacji? Krzysztof Gawkowski twierdzi, że jego auto było badane w ASO, ale nie określa pod jakim kątem. Nie wiemy, jak wygląda jego tabliczka znamionowa z numerem VIN i czy ktoś się jej przyjrzał. Jeśli taka czynność miała być przeprowadzona w ramach usługi zamówionej w ASO, można serwisowi zarzucić niedopatrzenie. Co radzą robić w takim przypadku prawnicy? Większość zaleca dochodzić swoich praw u sprzedawcy samochodu, który zawarł umowę z aktualnym użytkownikiem auta, bo zgodnie z przepisami to on ponosi odpowiedzialność.

Nawet jeśli poprzedni właściciel zrobił to nieświadomie, egzemplarz ze sfałszowanym numerem VIN posiada wadę fizyczną. Oprócz tego istnieje też domniemanie wady prawnej, która wystąpi jeśli uda się dowieść, że samochód rzeczywiście został skradziony lub prawny właściciel został go pozbawiony w inny sposób. Poza tym ostatni nabywca auta musi zgłosić ten fakt na policję, między innymi po to, aby uniknąć podejrzenia o paserstwo. Podobno Krzysztof Gawkowski już to zrobił, a jego peugeot 5008 został zajęty na poczet śledztwa. Nie wiem, jak jest w przypadku ministra, ale często użytkownik po takim formalnym zajęciu może nadal korzystać z auta, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy.

Wicepremier i minister cyfryzacji jest rozgoryczony historią, która mu się przydarzyła. Pisze, że jest "prawdziwa i straszna" oraz jest rozczarowany tym, że nie uchronił go system. Trudno się dziwić, bo przez to poczuł się jak zwykły obywatel. Teraz Gawkowski zapowiada "pozwy i roszczenia" oraz "zmiany legislacyjne w prawie". Być może wszyscy na tym skorzystamy. Szkoda, że politycy często zabierają się za reformy dopiero wtedy, kiedy skutki zaniedbań dotykają ich osobiście.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.