Czy silniki V8 wrócą do F1? Taki jest plan

1 tydzień temu

Gdy wydawało się, iż ideologii nie da się już zatrzymać, doszło do całkowitej zmiany kursu – przynajmniej w teorii. Coraz większa liczba wpływowych ludzi ze świata Formuły 1 wypowiada się pochlebnie na temat powrotu do znacznie bardziej pożądanych konstrukcji. Silniki V8 mogą niedługo trafić do bolidów. I to cieszy.

Silniki V8 z szansą na powrót

Podobnie, jak w zwykłych samochodach, w sporcie motorowym pojawia się coraz więcej elektryfikacji. W przypadku „Królowej Wyścigów” jest to znacznie mniej sensowne, o czym mówi się od co najmniej kilku lat. Silniki V8 byłyby lepszą propozycją, jeżeli tylko regulamin nie wymuszałby przesadnie ciężkich układów hybrydowych.

Zacznijmy od tego, iż nowe regulacje, które zostaną wprowadzone od przyszłego sezonu wyraźnie zwiększają koszty produkcji. Według oficjalnych informacji, produkcja jednego silnika dostosowanego do samochodu F1 to dziś koszt 2 milionów dolarów.

Elektryfikacja sprawiła, iż cała konstrukcja stała się znacznie bardziej skomplikowana. Włodarze chcieli, by F1 wyznaczała standardy również w przemyśle motoryzacyjnym, ale trzeba uczciwie przyznać, iż ten sport nigdy nie będzie lustrzanym odbiciem rynku samochodowego. To zupełnie inny poziom.

Niektórzy na szczycie zaczynają to dostrzegać. Zamiast komplikować ten sport, być może za kilka lat dojdzie do pewnego uproszczenia, który pozytywnie wpłynie na rywalizację, a przy tym pozwoli ograniczyć koszty, które dziś są horrendalne.

Ekologiczne absurdy

Ochrona środowiska jest bardzo ważna, ale wymaga rozsądnych, a nie pozornych działań. W F1 nie jest to takie oczywiste. Świetnym tego przykładem są opony Pirelli na deszcz, które są transportowane, co wyścig, a nikt z nich nie chce korzystać. Czy to ekologiczne? Nie, tym bardziej iż później trzeba je utylizować.

Z układami hybrydowymi jest, w pewnym stopniu, podobnie. Co z tego, iż zmieniają wydajność, jak jednocześnie podnoszą masę własną pojazdu, a co za tym idzie – zwiększają gabaryty nadwozia i podwozia oraz przyspieszają zużycie podzespołów (w tym ogumienia).

Środowisko schodzi też na dalszy plan, gdy w grę wchodzą dolary. Krótko mówiąc, to pieniądz rządzi tym sportem i nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić. Niektórzy już nie chcą zachowywać pozorów, co paradoksalnie będzie zdrowsze dla F1. Przepisy, które zostaną wprowadzone od 2026 mogą więc nie przetrwać próby czasu.

Silniki V8 mają przyszłość

Początkowo mówiło się choćby o jednostkach dziesięciocylindrowych, o których marzą kierowcy pokroju Hamiltona i Alonso. Do tego jednak raczej nie dojdzie. Kompromisem są właśnie silniki V8, które mogą zostać uzupełnione „lekką elektryfikacją”.

Taki krok wstecz mógłby znakomicie wpłynąć na rywalizację. Pozwoliłby konstruktorom na zmniejszenie rozmiarów i masy samochodów. To mogłoby ułatwić wyprzedzanie w miejscach, w których teraz jest to niemożliwe – GP Monako jest tu znakomitym, acz nie jedynym przykładem.

Prototyp bolidu F1 zgodny z przepisami FIA obowiązującymi od 2026 roku, zdjęcie: FIA

Przypomnijmy, iż aktualnie są stosowane hybrydy oparte na doładowanych silnikach V6 o pojemności 1,6 litra. W 2014 roku zastąpiły one wolnossące V8 o pojemności 2,4 litra. Nikt raczej nie był zachwycony tą zmianą.

Szef FIA, Ben Sulayem oznajmił, iż jest optymistycznie nastawiony do powrotu ośmiocylindrowych konstrukcji. Na łamach Autosport ujawnił, iż znaczna część zespołów też jest zainteresowana krokiem wstecz w tym zakresie.

Na to jednak potrzeba czasu. Aktualne przepisy zostały zatwierdzone, a prace nad konstrukcjami realizowane są od miesięcy. Trzeba więc w jakimś stopniu wyczerpać nową formułę. Według Ben Sulayema, wprowadzenie silników V8 będzie możliwe od 2029 roku, czyli zaskakująco szybko.

Idź do oryginalnego materiału