Bez wielkiego akumulatora, bez wtyczki, ale za to z wolnossącym V8 i 654 KM mocy – nowa Corvette E-Ray wjeżdża na salony i pokazuje, jak może wyglądać hybryda. Hybryda w wydaniu ekstremalnie amerykańskim, oczywiście.
Na początek może przyjrzyjmy się temu, jak wygląda Corvette E-Ray, choć nie była to raczej najlepiej skrywana tajemnica:
I jeszcze rzut oka z tyłu:
I hop do wnętrza:
Oraz za kierownicę:
A to z kolei prowadzi nas do najciekawszego, skoro już chcielibyśmy odpalić Corvette E-Ray. Co tu adekwatnie służy za napęd?
Corvette E-Ray wyposażono w dwa silniki. Spokojnie, żadnych wtyczek i jest V8.
Podstawowym źródłem napędu jest ośmiocylindrowa jednostka LT2 o pojemności 6,2 l, pozbawiona oczywiście turbiny. Benzynowa moc? Niemal równe 500 KM, przekazywanych na tylną oś z pomocą automatycznej, dwusprzęgłowej, ośmiostopniowej przekładni. Sporo, ale najwyraźniej nie było to wystarczające, dlatego Corvette E-Ray stała się hybrydą.
Nie do końca jednak hybrydą typową, a już na pewno nie hybrydą z wtyczką. Przy przedniej osi ulokowano bowiem silnik elektryczny, oferujący nam dodatkowe 163 KM. W sumie taki układ ma zapewnić około 654 KM i katapultować ważące 1712 (coupe) lub 1749 (kabriolet) auto do 60 mil na godzinę w około 2,5 sekundy, natomiast ćwierć mili uda się ze startu zatrzymanego przejechać w zaledwie 10,5 sekundy.
Skąd silnik elektryczny bierze energię do pracy? Z pakietu akumulatorów o niezbyt imponującej pojemności 1,9 kWh, ulokowanego między fotelami. Tego pakietu nie da się przy tym ładować w żaden zewnętrzny sposób – jedyna opcja to automatyczne ładowanie podczas jazdy, w tym oczywiście podczas hamowania czy toczenia się z górki. Do wyboru będzie oczywiście cały szereg trybów jazdy, w tym z opcją Charge+, która ma dbać o to, żeby stan akumulatora był zachowywany na jak najwyższym poziomie – po to, żeby w trybie Stealth móc wjechać do garażu w trybie w pełni elektrycznym (działa do 72 km/h).
Poza tym układ eAWD może współpracować z napędem elektrycznym, dorzucając swoją moc i moment obrotowy podczas bardziej dynamicznej jazdy albo przy gorszych warunkach, kiedy samo 500 KM przekazywanych na tylną oś może nie być najlepszym pomysłem.
Czyli tak – Corvette E-Ray to dwumiejscowy, dwusilnikowy samochód sportowy, którym można jeździć w trybie elektrycznym, ale raczej daleko tak nie zajedziemy i służy to głównie do tego, żeby nie denerwować innych hałasem. Silnik elektryczny jest poza tym głównie dlatego, iż tak się dało, a także dlatego, iż dało się dzięki temu zrobić układ eAWD. Brzmi wspaniale, zatwierdzam ten projekt.
Niestety jest też i zła wiadomość.
Elektryfikacja kosztuje, także w przypadku elektryfikacji po amerykańsku i cena Corvette E-Ray startuje od niecałych 105 000 dol. za wersję coupe i ponad 110 000 dolarów za kabriolet. Nie jest więc aż tak przystępna cenowo jak bazowa Corvette Stingray (64 500 dol.), natomiast podskrobuje już odrobinę mocniejsze – ale nie szybsze do setki – Z06.
Ach, no i nie zapominajmy – raczej nie zobaczymy go w Europie. Na taką elektryfikację raczej nie nabiorą się podczas jazd pomiarowych, określających emisję, a co za tym idzie – dodatkowe kary za nią. Z drugiej strony – komunikat prasowy na temat E-Ray pojawił się w europejskim biurze prasowym Chevroleta, także może ktoś, coś, gdzieś…