Konserwatywni fani motoryzacji to zwykle starsze osoby. Nikogo z pewnością nie zaskoczy, iż w tym gronie znajduje się także najbardziej znany dziennikarz motoryzacyjny na tej planecie.
Niestety, przemijalność jest wpisana w koszt życia. Dotyczy to także szeroko pojętej materii. Z samochodami i zastosowanymi w nich technologiami jest podobnie. To sprawia, iż nie wszyscy są zadowoleni z wprowadzanych zmian. Jeremy Clarkson jest tego kolejnym przykładem.
Ekscentryczny Brytyjczyk nie kryje swoich opinii na temat współczesnej motoryzacji. Na spotkaniu, które zostało zorganizowane w związku z ostatnim odcinkiem The Grand Tour z jego udziałem, odpowiadał na liczne pytania fanów i mediów.
Jak można się domyślać, nie stosował żadnych kurtuazyjnych zwrotów i pozwalał sobie na ostry język. W jego przypadku nie jest to jednak niczym nowym. Znany prezenter jest znany ze swoich bezpośrednich, nierzadko kontrowersyjnych wypowiedzi – nie tylko na temat motoryzacji.
Mocna opinia
Gdy został zapytany o współczesne samochody, odpowiedział, iż „to wszystko to g*wno”. Stwierdził nawet, iż ich nie odróżnia, bo nie wzbudzają jego zainteresowania. Czy to skrajna ignorancja? A może trafna diagnoza?
Według nas trzeba brać poprawkę na język, którego używa Clarkson, a przy tym mieć świadomość, iż to specjalne uproszczenie. Nie każdy współczesny samochód jest taki, jak mówi Brytyjczyk. Poza tym, trzeba zrozumieć, co miał na myśli.
Nikt nie siedzi w głowie Clarksona, ale można założyć, iż nie podoba mu się elektryfikacja. Chodzi przede wszystkim o utrudnienia związane z użytkowaniem samochodu, a do tego znaczące podniesienie masy własnej.
Nawet hybrydy plug-in są za ciężkie. Ma to związek z tym samym komponentem, co w „elektrykach”, czyli akumulatorem trakcyjnym o odpowiedniej pojemności. Póki co nikt nie poradził sobie z tym problemem.
Nietrudno odnieść wrażenie, iż Clarkson miał na myśli bardziej kierunek przemysłu motoryzacyjnego, niż same auta. Wszystko zmierza w stronę jak największego odseparowania kierowcy i zelektryfikowania tego, co się da.
Dla konserwatywnego fana motoryzacji jest to wręcz niedorzeczne. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, iż dla kolejnych pokoleń będzie to normalne – jak dla nas silniki spalinowe. I teoretycznie każdy powinien się z tym pogodzić.
Problem w tym, iż zmiany narzucane są przez polityków i nie wynikają z czystego zainteresowania klientów (popytu). Wszechobecne ulgi, dotacje i przywileje dla takich aut świadczą głównie o tym, iż nie potrafią poradzić sobie same na wolnym rynku. o ile więc zostaną same na placu boju (po wycofaniu alternatyw), to można spodziewać się spadku sprzedaży, a co za tym idzie – konsekwencji zarówno gospodarczych, jak i społecznych.
Clarkson zamyka rozdział
Jeremy Clarkson był przez ostatnie lata związany z platformą Amazon, na której współprowadził program The Grand Tour – w towarzystwie Richarda Hammonda i Jamesa Maya, rzecz jasna. Jakiś czas temu ogłoszono jednak, iż to ostatni odcinek z ich udziałem.
Panowie zamykają ten rozdział i raczej trudno sobie wyobrazić, iż wspólnie poprowadzą jakiś inny program motoryzacyjny. Z pewnością będą zaangażowani w inne projekty, ale niekoniecznie związane z motoryzacją.
Warto dodać, iż The Grand Tour ma przetrwać – z innymi prowadzącymi. We wspomnianym materiale, Clarkson stwierdził, iż producent powinien nie angażować gwiazd tylko młodych, ambitnych „dzieciaków” znających się na motoryzacji. Dzięki temu nikt nie musiałby nikogo udawać, a sam projekt zyskałby świeżość.
Jest to interesujący pomysł, choć i tak pojawią się porównania do słynnej Trójki. Niestety, wszystko się kiedyś kończy – tak było z Top Gear i tak będzie również w tym przypadku. Pozostaje mieć nadzieję, iż panowie będę zdrowi i wciąż angażowani w inne przedsięwzięcia.