

Wzajemne cła karne są tak wysokie, iż de facto zatrzymają handel towarami między dwoma gospodarczymi gigantami: towary z Chin przywożone do USA muszą zostać opodatkowane cłem w wysokości do 145 proc. Produkty amerykańskie sprzedawane do Chin są w tej chwili opodatkowane cłem w wysokości 125 proc.
Przedsiębiorstwa przygotowują się zatem na to, iż w nadchodzących miesiącach i latach chińscy eksporterzy będą poszukiwać nowych rynków zbytu dla towarów o wartości 429 mld dol. (1 bln 611 mld 555 mln zł), które w skali roku dostarczali do USA.
W krajowych stolicach i w Brukseli, gdzie kształtowana jest polityka handlowa 27 państw UE, domagają się oni stworzenia tarczy ochronnej dla europejskiego przemysłu. Rozważane są ograniczenia importu lub dodatkowe cła.
Choć przedwczesna panika jest niewskazana, eksperci ostrzegają jednak przed pochopnymi działaniami. — Obserwujemy, iż znani podejrzani znów zajmują swoje pozycje — mówi Simon Evenett, profesor renomowanej szkoły zarządzania IMD w Lozannie. — Przedsiębiorstwa i branże, które i tak są już mało konkurencyjne w Europie, wykorzystują każdy nowy kryzys, aby domagać się od polityków ochrony przed konkurentami spoza Europy. W każdym kryzysie scenariusz jest taki sam.
„UE ma instrumenty, aby się bronić”
Evenett założył szwajcarski think tank St. Gallen Endowment, który od ok. 15 lat obserwuje międzynarodową politykę handlową. Powodem powstania think tanku był kryzys finansowy i gospodarczy oraz ówczesne obawy, iż państwa mogą zareagować na kryzys wprowadzając bariery handlowe – obawy, które wówczas się nie sprawdziły.
Również tym razem obawy mogą być większe niż rzeczywiste zagrożenie.
– twierdzi Gabriel Felbermayr, dyrektor Austriackiego Instytutu Badań Gospodarczych (WIFO). — Dla europejskich przedsiębiorstw przekierowanie chińskiego eksportu nie stanowi zagrożenia dla ich istnienia. UE dysponuje instrumentami, aby się temu przeciwstawić — dodaje.
Aktualne badanie St. Gallen Endowment dostarcza wskazówek, jak mogłyby wyglądać takie środki ochronne. Evenett przeanalizował dane handlowe USA, aby dowiedzieć się, które branże i przedsiębiorstwa naprawdę mają powody do niepokoju – i doszedł do zaskakujących wniosków.
Przede wszystkim jednak jego ustalenia w pewnym stopniu uspokajają. Według nich chiński eksport do USA jest zaskakująco skoncentrowany. Spośród prawie 19 tys. kategorii produktów objętych statystykami amerykańskimi tylko 101 ma znaczący import z Chin o wartości 500 mln dol. (1 mld 879 mln zł) lub więcej. Tutaj wolumeny handlu są rzeczywiście tak duże, iż przekierowanie mogłoby naprawdę doprowadzić do „zalewu” importu z Chin w innych miejscach.
Z tych 101 kategorii produktów 60 przypada na zaledwie pięć dużych grup produktów. Na przykład baterie litowe i telefony należą do grupy produktów elektronicznych i komponentów elektronicznych.
— Ryzyko przekierowania eksportu dotyczy tylko niewielkiej liczby produktów i grup produktów — podsumowuje Evenett. — Albo, mówiąc pozytywnie: wiele gałęzi przemysłu nie jest w ogóle dotkniętych przekierowaniem przepływu towarów.
Tylko w nielicznych grupach produktów Chiny mają naprawdę silną pozycję eksportową.
Wysoki stopień koncentracji eksportu pokazuje również wcześniejsza analiza think tanku: według niej tylko cztery grupy produktów – smartfony, laptopy, baterie litowo-jonowe i zabawki – stanowią prawie jedną czwartą całego chińskiego importu do USA.
Evenett przeanalizował jednak również dane pod kątem tego, czy chińscy eksporterzy w danych branżach stanowiliby silną konkurencję dla przedsiębiorstw europejskich. Jego wniosek jest następujący: większość chińskich producentów w najczęściej sprzedawanych kategoriach już w ub.r. znajdowała się w Stanach Zjednoczonych w słabej pozycji lub choćby wycofywała się z rynku.
W swojej analizie Evenett przeanalizował 98 ze 101 kategorii produktów pod kątem zmian udziału chińskich importerów w całym imporcie w latach 2022–2024. W przypadku trzech pozostałych kategorii nie było wystarczających danych. Dane z poprzednich lat są tylko w ograniczonym stopniu porównywalne ze względu na zmianę metodologii.
Również w tym przypadku wyniki nie dają powodów do niepokoju – przynajmniej częściowo: zaskakujące jest stwierdzenie, iż w 56 z 98 badanych kategorii udział chińskich producentów w imporcie w latach 2022–2024 choćby spadł.
Dotyczy to większości prawdopodobnych kandydatów do przekierowania handlu i aż trzech czwartych importu do USA w kategoriach o dużym wolumenie handlu. Nie oznacza to jednak automatycznego odwołania alarmu dla producentów w Europie, pisze autor. Wątpliwe jest jednak, czy chińscy producenci naprawdę stanowią duże zagrożenie.
Kto powinien się martwić
Odpowiedź jest znacznie jaśniejsza w przypadku niewielkiej, ale istotnej grupy 15 kategorii produktów. W badanym okresie chińscy producenci zwiększyli swój udział w całym imporcie, mimo iż ich pozycja kosztowa pogorszyła się w porównaniu z międzynarodową konkurencją. Średnio koszty chińskich producentów rosły szybciej lub spadały wolniej niż koszty konkurentów.
Fakt, iż pomimo gorszej pozycji kosztowej udało im się zdobyć udziały w rynku, wskazuje, iż ich produkty mają przewagę nad konkurencją. Import z Chin do Stanów Zjednoczonych w tych kategoriach produktów wyniósł w 2024 r. 19 mld euro (81 mld 194 mln zł) – w porównaniu z całym importem chińskim do USA jest to kwota niewielka.
Nie są to jednak samochody elektryczne, w przypadku których europejscy producenci już od dłuższego czasu ostrzegają przed chińską konkurencją, a Komisja Europejska nałożyła już specjalne cła na chiński import. Zamiast tego na liście znalazły się samochody z silnikiem benzynowym klasy średniej, takie jak Volkswagen Passat, Opel Insignia czy Skoda Superb.
Jeśli chińska konkurencja zdoła przenieść swoją przewagę konkurencyjną z rynku amerykańskiego na rynek europejski, może stać się zagrożeniem dla europejskich producentów. Nie musi to jednak być regułą, ponieważ produkty są często dostosowane do gustów i potrzeb lokalnych konsumentów oraz lokalnych przepisów prawnych.
Dotyczy to również producentów z dwóch badanych kategorii, którzy wydają się nie do pokonania: w ciągu dwóch badanych lat zwiększyli oni eksport do USA i zdobyli większy udział w imporcie, mimo iż nie byli w stanie obniżyć kosztów tak szybko, jak międzynarodowa konkurencja.
Mimo to europejscy producenci mogą spać spokojnie: chodzi o producentów plastikowych obrusów i obuwia – niekoniecznie są to technologie przyszłości, które wymagają ochrony przed międzynarodową konkurencją.
Co to oznacza dla europejskiej polityki? Dzięki aktualnym danym przepływ towarów można dziś śledzić niemal w czasie rzeczywistym.
– mówi Evenett.
Wówczas jednak całkowicie uzasadnione byłoby ograniczenie importu poprzez cła, kontrole importu lub inne środki. Środki te powinny jednak obowiązywać maksymalnie przez dwa do trzech miesięcy, aby można było obserwować ich skutki.
W rzeczywistości Komisja Europejska wprowadziła już ścisły nadzór nad importem w szczególnie wrażliwych sektorach, takich jak stal, aluminium i chemikalia. Czy będzie w stanie oprzeć się żądaniom państw członkowskich dotyczącym podjęcia dalszych środków – to się okaże.