
Nie tylko osobna kategoria prawa jazdy, ale też dodatkowe, obowiązkowe szkolenia okresowe (tzw. kod 95). Oto pomysł, pod którym podpisały się cztery organizacje w liście do Parlamentu Europejskiego.
Przedstawiciele organizacji, o których za chwilę napiszę, są oburzeni, iż po zdaniu prawa jazdy na kategorię B np. na samochodzie Hyundai i20 można niezwłocznie zasiąść za kierownicą Iveco Daily i wykonywać adekwatnie z miejsca zarobkowy transport towarów. Z jednej strony ich rozumiem, to rzeczywiście dziwne. Z drugiej strony pomysły na poradzenie sobie z tym problemem – o ile to w ogóle problem – polegają na utrudnieniu pracy kierowcy busa do poziomu, w którym nikt nie będzie chciał jej wykonywać.
Te cztery organizacje to…
Europejska rada bezpieczeństwa w transporcie, Europejska federacja rowerzystów, Europejska federacja pieszych i związek zawodowy pracowników transportu. Tych ostatnich to nie rozumiem, czy to karpie głosujące za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia? Wszyscy ci fani ekstremalnego regulowania życia w liście do Parlamentu Europejskiego domagają się, aby kierowcy jeżdżący zawodowo busami o masie od 2,5 do 3,5 tony także musieli przechodzić tzw. szkolenia kwalifikacyjne. w tej chwili w Polsce są one obowiązkowe dla kierowców kategorii C i D (ciężarowe i autobusy), a ich ważność to 5 lat. Szkolenie trwa 35 godzin, a koszt zależy od tego czy mowa o kwalifikacji wstępnej (2-3 tys. zł) czy szkoleniu okresowym (500-600 zł). Jednak bez wątpienia chodzi o naprawdę ogromne pieniądze. Przedstawiciele wymienionych organizacji pomijają oczywiście aspekt finansowy i od razu atakują z bezpieczeństwa. Otóż nie wiem czy wiecie, ale w 2018 r., czyli pięć lat temu, 89 proc. ofiar wypadków drogowych zginęło w zdarzeniach niezwiązanych z busami, czyli w takich, w których nie brał udziału żaden bus. Tylko 11 proc. ofiar poniosło śmierć w wypadkach, w których brał udział kierowca busa, niekoniecznie będąc sprawcą.
A teraz uwaga, ile wynosi udział samochodów dostawczych typu bus w ogólnej sprzedaży aut w Unii Europejskiej? W 2022 r. było to 11,32 proc. Czyli udział busów w wypadkach jest dokładnie taki sam jak w ogólnej liczbie pojazdów poruszających się po drogach Unii. Tak, to z pewnością uzasadnia konieczność wprowadzenia obowiązkowych, kosztownych szkoleń. Miałyby one obejmować: poprawne mocowanie ładunku, bezpieczne rozładowywanie i ładowanie, trening cofania, przeciwdziałanie zmęczeniu, planowanie tras podróży i ogólne trzymanie się przepisów ruchu drogowego. Czyli zasadniczo byłoby to prawo jazdy, tylko iż jeszcze raz.

Czy od tego będzie bezpieczniej?
Na pewno będzie więcej biurokracji, utrudnień i zniechęcania ludzi do pracy. A przede wszystkim będzie można organizować te szkolenia i na tym zarabiać, i pewnie te organizacje już ostrzą sobie zęby na dochody z tego biznesu. Szkoleń nie będzie się dawało uniknąć, więc popyt jest zapewniony. To, iż one nic nie dadzą, to nic nie szkodzi. Po co komuś, kto wozi busem towar z fabryki do sklepu, szkolenie z planowania tras? W oczywisty sposób widać, iż znaleziono sobie kolejną grupę do dojenia. Widocznie uznano, iż busiarze mają za łatwo. Dołóżmy do tego obowiązkowe tachografy w busach i mamy lawinowy wzrost kosztów transportu przekładający się na wzrost kosztów życia w ogólności. Ale organizatorzy szkoleń wyjdą na swoje, a czy będzie bezpieczniej? jeżeli przypadkowo tak, to oczywiście pomysłodawcy powiedzą iż to ich zasługa. A jeżeli nie, to powiedzą iż trzeba zwiększyć ilość godzin szkolenia.
Czytaj również:
- UE: macie produkować ciężkie auta elektryczne. Też UE: prawo jazdy kat. B tylko do DMC 1800 kg