Jeśli dysponujemy ograniczonym budżetem, a marzymy o nowym samochodzie, to w tej chwili najbardziej przystępną opcją są… tak, tak − auta elektryczne. Dzięki rządowemu programowi NaszEauto, który oferuje dofinansowanie do 40 000 zł, elektryki stają się znacznie bardziej dostępne niż najtańsze modele spalinowe.
Najtańszy samochód elektryczny kosztuje 36 900 zł po dopłacie, ale...
Najtańszym nowym autem elektrycznym na rynku jest Dacia Spring w wersji Essential z silnikiem 45 KM. Jej cena katalogowa wynosi 76 900 zł. Po uwzględnieniu maksymalnej dopłaty z programu NaszEauto cena może spaść do 36 900 zł.
Dla porównania za najtańsze samochody spalinowe dostępne na polskim rynku (Mitsubishi Space Star, Fiat 500, Dacia Sandero i Hyundai i10) zapłacimy do 59 990 do 69 300 zł – w każdym przypadku z manualną skrzynią biegów.
Tyle, iż Dacia Spring z baterią o pojemności 25 kWh netto i „szybkim” ładowaniem z mocą zaledwie 34 kW jest samochodem typowo miejskim, a choćby i tu mieliśmy sporo zastrzeżeń, bo nie jest to już np. auto do carsharingu, na co zwracaliśmy uwagę Traficarowi zanim sam się o tym boleśnie przekonał: Elektryczna Dacia Spring w Traficarze nie wypali. A poza carsharingiem?
Hyundai Inster vs Dacia Spring - technologicznie dzieli je przepaść
Co prawda spotkałem kiedyś rodzinę sunącą Springiem z centralnej Polski nad morze i chwalącą sobie, iż nie jest to tak duże wyzwanie, jak mogłoby się wydawać, jednak to raczej zabawa dla jakichś 20-30 proc. ludzi, którym w podróży naprawdę nigdy się nie śpieszy. Co więcej, Spring, choć jest dość lekki (1020 kg), to ze względu na małą baterię, czyli niewielką maksymalną moc ładowania, wcale nie jest tak oszczędny, jak mogłoby się wydawać. Auto odzyskuje w mieście, zwłaszcza zimą, relatywnie mało energii, co dodatkowo skraca jego zasięg. Gdy dostaliśmy to auto do testów zakładaliśmy, iż w typowo miejskim ruchu, w carsharingu, auto nie zagrzeje długo miejsca i rzeczywiście tak się stało.
Dlatego z pewną dozą sceptycyzmu wybrałem się na prezentację jej konkurenta z segmentu A. Hyundai Inster okazał się jednak zupełnie inną bajką. Jego cena startuje wyżej od Dacii, bo od 99 900 zł, co po maksymalnej dopłacie daje 59 900 zł, jednak za tę cenę dostaniemy już funkcjonalną baterię o pojemności 42 kWh (a możemy dopłacić do pojemności 49 kWh) i szybkie ładowanie z mocą 73 lub 85 kW.

Inster ma też rozsądne silniki (97 lub 115 KM), rozpędzające go do setki w czasie 11,7 sek., podczas gdy bazowy Spring (silnik 45 KM) jest… najwolniejszym autem osobowym dostępnym na polskim rynku (19 sek. do 100 km/h). Prędkość maksymalna Instera 140 lub 150 km/h, podczas gdy Dacia nie przekroczy 125 km/h.
Inster, ze względu na parametry techniczne, jest więc autem, którym – poza miastem i jazdą podmiejską, możemy też pojechać 2-3 razy do roku na urlop w dłużą trasę, co czyni go po prostu bardziej uniwersalnym małym autem. Będzie to propozycja nie tylko na bardzo oszczędne dojazdy do miasta, ale także jako jedyny samochód dla młodych ludzi lub choćby rodzin z mniejszym portfelem, ale chęcią zakupu nowego samochodu.

Realny zasięg rzędu 400 km
Na naszych trasach testowych w pogórkowatym terenie przełomu Wełtawy wokół Pragi i w warszawskich korkach, Hyundai Inster zużywał zaledwie 12 kWh/100 km, a rekordziści schodzi ze zużyciem do 10 kWh. Oznacza to 400 km realnego zasięgu w ruchu miejskim i na krajówkach latem. Zimą nie zejdziemy raczej poniżej 250 km realnego zasięgu, co będzie wciąż akceptowalnym dla wielu poziomem. Auto ma przy tym dobrze dobrane, stosunkowo miękkie zawieszenie, ale pewnie się przy tym prowadzi także w zakrętach.
Najbardziej, na plus, zaskoczyło mnie jednak wnętrze koreańskiego malucha. Jest po prostu bardzo rozsądnie zaprojektowane. Tańsze plastiki nie kłują w oczy, goła blacha nie straszy nigdzie w kabinie, nic nie trzeszczy, nie skrzypi. Jest kilka akcentów wykończenia, które pozwalają zapomnieć, iż to jedno z najtańszych aut na rynku. Dwa ekrany po 10,25 cali dają Insterowi zdecydowaną przewagę nad analogowymi deskami rozdzielczymi spalinowej konkurenci z tego segmentu.

Szkoda, iż Hyundai postanowił zastosować w tym modelu starszą wersję systemu Infotainment, która nie obsługuje jeszcze bezprzewodowego połączenia z Android Auto i Apple Carplay. Możemy się z nimi za to połączyć po kablu i często będzie to konieczne, bowiem koreańska nawigacja od lat jest beznadziejna i nic tu się nie zmienia – brakuje aktualizacji zarówno dróg, jak i stacji ładowania (przy okazji: absolutnie nie jedźcie tak, jak Was elektryczne hyundaie i kie prowadzą, bo nadrabianie 50 km bez sensu, gdyż nie widzą np. otwartej od trzech lat ładowarki, stanie się Waszą codziennością na polskich drogach).
Regulowane i przesuwane fotele czynią z Instera funkcjonalne auto
Ogromną zaletą Instera jest jego pakowność. Mały Hyundai, co staje się już wyróżnikiem marki, oferuje tylną przesuwaną kanapę, czy adekwatnie tylne fotele, bo oba można ustawiać samodzielnie. Po pierwsze, to fantastyczna funkcjonalność dla rodziny z mniejszym dzieckiem, które już jeździ przodem – oparcie możemy pochylać w bardzo dużym zakresie, dając dziecku komfortową pozycję do drzemki w podróży. Daje to także dużo wygody dorosłym pasażerom z tyłu, dla których absolutnie nie brakuje przestrzeni na nogi i głowę.

Po drugie, możemy bardzo płynnie regulować pojemność bagażnika – od 238 do aż 351 litrów, a po złożeniu tylnych foteli powiększyć ją do 1059 litrów. Na tym nie koniec, bo zarówno fotel pasażera jak i kierowcy także możemy położyć. Chcecie przewieźć drabinę potrzebną do malowania mieszkania albo nowe meble z IKEA? To prawdopodobnie jedna z niewielu (jedyne?) miejskie auto, w którym zrobicie to bez problemu. Chcecie zrobić sobie biwak w aucie nad jeziorem? Na płasko zmieścicie tam materac i zrobicie sobie łóżko.

Reasumując, korzystając z dopłaty z NaszEauto, za naprawdę rozsądne pieniądze dostaniecie auto, które jest zdecydowanie czymś więcej niż miejskim jeździdełkiem. Bez problemu jestem wstanie wyobrazić sobie w nim młodych ludzi na dorobku, także z dzieckiem, którzy używają go jako jedynego auta w rodzinie.
