Alpine A110 R to wyczynowe auto z rejestracją. Cena? Abstrakcja

2 tygodni temu

Współczesne samochody, choćby z zacięciem sportowym, nie mają za wiele wspólnego z wyczynowym charakterem. Posiadają mocne napędy i ładnie brzmią, ale co z tego, skoro naszpikowano je kilometrami kabli i ciężkimi podzespołami zapewniającymi zastosowanie nowoczesnych rozwiązań? No właśnie, nic. Francuzi wybrali inną drogę – tę bardziej pierwotną. Zamiast powiększać, po prostu pomniejszyli. Efektem jest Alpine A110 R, które wyważeniem i lekkością bije na głowę wszystko, co dziś jeździ po naszych drogach.

Alpine A110 R to synonim lekkości

To jest próba upozorowania wyczynowego animuszu. Ten model choćby w podstawowej wersji przypomina, jak ważna jest przyjaźń z fizyką. Flagowe wydanie, czyli Alpine A110 R podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż nie jest to auto dla wszystkich. Owszem, zapewnia szpan, ale ma to swoją cenę.

Jest niezaprzeczalnie piękne. Widać, iż marce zależało na powrocie do korzeni. Styl retro broni się z każdej strony. choćby fani Porsche doceniają design prezentowanego modelu. Z pewnością ma w sobie więcej indywidualizmu, niż Cayman, czyli główny konkurent w walce zarówno na torze, jak i rynku.

Alpine A110 R – prawy tył

W tej konfiguracji można dostrzec sporą liczbę wyróżników karoserii, które robią coś więcej, niż uatrakcyjnianie karoserii. Body kit poprawia adekwatności aerodynamiczne samochodu (dodatkowe 29 kilogramów docisku), a przy tym obniża jego masę własną.

progowe, maska, dach, tylne skrzydło czy dyfuzor – te wszystkie elementy zostały wykonane z włókna węglowego. Kształt każdego z nich został przemyślany i wykonany z chirurgiczną precyzją, co przekłada się na wydajność całego pojazdu.

Rasowy styl został zaadoptowany do niewielkich gabarytów. Francuskie coupe w tej wersji ma 426 centymetrów długości, a jego wysokość sięga 125 centymetrów. Mówimy więc o bardzo zgrabnym i zaskakująco niskim aucie. Z perspektywy jego użytkownika choćby Renault Megane wydaje się kolosem.

Wnętrze bez kompromisów

Kabina jest doskonale znana z poprzednich, mniej wyczynowych wariantów tego modelu. Doszło jednak do pewnych zmian, które znacząco wpływają na jej użytkowanie. Jak zwykle w takich przypadkach, medal ma dwie strony.

Kokpit jest minimalistyczny, ale może się podobać. Projekt nie należy jednak do najmłodszych, co widać po ekranie multimedialnym pamiętającym jeszcze poprzednią generację Clio. Jest za to prosty w obsłudze. To samo można powiedzieć o niezależnym panelu klimatyzacji, który zapewnia intuicyjną obsługę.

Alpine A110 R – kokpit

Zegary są cyfrowe, ale dysponują konwencjonalnym motywem tarcz, dlatego ucieszą konserwatywnych fanów sportowej jazdy. Na dobre słowa zasługuje także kierownica ze spłaszczonym u dołu wieńcem, który świetnie leży w dłoniach. Pod jego prawym ramieniem znajduje się przycisk od trybu jazdy Sport.

Podobnie, jak w podstawowym wariancie tego modelu, można liczyć na wiszący tunel, który dysponuje przyciskami skrzyni biegów, starterem, cięgnem hamulca manualnego, klawiszem tempomatu i wnęką na pilot. Niżej znalazła się tabliczka potwierdzająca limitowaną serię oraz dodatkowa półka, która jest jednym z nielicznych akcentów świadczących o minimum praktyczności.

Alpine A110 R – kabina

Fotele jednoznacznie sugerują, iż nie jest to model stawiający na kompromis. Mają karbonową skorupę i nie podlegają żadnej regulacji pochylenia czy podnoszenia. Można je regulować tylko w zakresie przód-tył. O walce z masą świadczą także materiałowe uchwyty w drzwiach.

Dopełnieniem wyczynowego charakteru są sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Stanowią spore zaskoczenie, tym bardziej iż to samochód z homologacją drogową. Jak widać, udało się spełnić wszystkie wymogi prawne, by je zastosować.

Wsiadanie i wysiadanie nie jest łatwe, tym bardziej na ciasnych parkingach, gdzie daje się we znaki nie tylko niskie nadwozie, ale też długie drzwi, które ograniczają kąt otwarcia. Pomimo skromnych gabarytów, trzeba więc parkować nieco dalej, niż małym crossoverem.

Alpine A110 R – przedni bagażnik

Choć Alpine A110 R nie jest praktyczne, dysponuje dwoma bagażnikami. Tak, dwoma! Ten klasyczny znajduje się pod niewielką, tylną klapą. Otwór ma skromny, dlatego nie wejdzie nic większego, niż walizka kabinowa (ewentualnie dwa plecaki).

Pod karbonową maską znajduje się drugi kufer – i to całkiem spory. On także zmieści małą walizkę. Dzięki dużej pokrywie, pozwala na znacznie łatwiejsze pakowanie. Niemniej jednak to wciąż mała przestrzeń, by zmieścić coś ponad sportowy strój i kosmetyczkę.

Alpine A110 R – dane techniczne

Co ciekawe, inżynierowie nie zwiększyli mocy względem wersji „S”. Serce również jest identyczne. To doładowany silnik benzynowy o pojemności 1,8 litra, który wytwarza 300 koni mechanicznych oraz 340 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego.

W przenoszeniu tego potencjału na tylne koła pomaga siedmiobiegowa przekładnia automatyczna. Teoretycznie, takie stado w sportowym aucie nie wygląda imponująco, ale stosunek mocy do masy jest wybitny: 3,6 kg/KM.

Alpine A110 R – profil

Osiągi potwierdzają, iż Alpine A110 R nie szuka wymówek. Francuskie coupe, ważące zaledwie 1082 kilogramy, przyspiesza do 100 km/h w 3,9 sekundy. Potrafi również rozpędzać się do 285 km/h, co oznacza, iż jest najszybszą odmianą w historii tego modelu.

A co ze spalaniem? Wbrew pozorom, jest niższe, niż może się wydawać. I to zasługa zarówno odchudzenia konstrukcji, jak i aerodynamiki. Podczas normalnej jazdy można spokojnie zmieścić się choćby w 8-9 litrach.

Wrażenia z jazdy

Możliwości tego samochodu ograniczają głównie umiejętności kierowcy. Krótko mówiąc, w odpowiednich rękach to piekielnie skuteczna maszyna, która daje pierwotną frajdę z jazdy. Jako użytkownik, można odnieść wrażenie, iż jest się jednym z trybów będących nieodłącznym trybem całej konstrukcji. Coś wspaniałego.

Alpine A110 R posiada indywidualnie dostrojone zawieszenie oparte na sprężynach śrubowych. Zapewnia o 10 procent większą sztywność, co da się odczuć. Z kolei za zatrzymanie pojazdu odpowiada układ Brembo, który wyróżnia się wysokim poziomem skuteczności.

Alpine A110 R – lewy przód

Jazda poślizgami w tym przypadku jest czymś oczywistym, ale nie określiłbym jej jako naturalną część. Stabilność, jaką zapewnia cały układ jezdny jest wprost imponująca. Naprawdę wiele trzeba, by nieświadomie wyprowadzić to auto z równowagi. Duża w tym zasługa wzorowego rozłożenia masy.

Francuskie coupe skręca tam, gdzie chce kierowca. Podsterowność jest rzadszym zjawiskiem, niż deszcz w Dubaju, a nadsterowność występuje tylko wtedy, gdy jest taka potrzeba. Pozwolę sobie stwierdzić, iż choćby topowy Cayman miałby problem, by pokonać ten samochód na ciasnym torze.

Alpine A110 R – lewy tył

Radykalny charakter A110 R ma swoje odbicie na użyteczności. Tłumienie nierówności to zjawisko, które wydaje się przeniesione na kręgosłupy kierowcy i pasażera. Wyciszenie? No cóż, do Klasy S trochę brakuje. Promień skrętu? Jak w busie.

Nie można jednak mówić, iż to wady pojazdu. Biorąc pod uwagę jego przeznaczenie, możemy mówić raczej o cechach, które wydają się czymś, co nie budzi zastrzeżeń. Jak ktoś chce daily do miasta, to ma w salonie Alpine A290.

Alpine A110 R – cena

I tu zalecam zajęcie miejsca w wygodnym fotelu i wspomagacz obniżający ciśnienie. Za podstawową konfigurację tego modelu trzeba zapłacić 293 900 złotych, co wydaje się akceptowalną wartością. Wariant „S” startuje od 365 000 złotych, a to wydaje się kwotą, która już wymaga głębszych przemyśleń.

Z kolei Alpine A110 R znajduje się w zupełnie innej lidze cenowej. Poważnie. Kosztuje, uwaga, 566 000 złotych. Za tyle można mieć prawie dwa „zwykłe A110” albo luksusową limuzynę od któregoś z niemieckich producentów.

Alpine A110 R – front

Czy ta odmiana jest lepsza od pozostałych na tyle, by wydać dodatkową walizkę pieniędzy? Muszę uczciwie przyznać, iż nie. Już bazowe wydanie tego coupe prowadzi się znakomicie i w licznych przypadkach jego zakup będzie bardziej uzasadniony.

Wersja „R” to propozycja przede wszystkim dla entuzjastów, a może choćby kolekcjonerów, którzy potraktują ją, jak inwestycję. Pytanie tylko, czy w takich okolicznościach ma sens, skoro możliwość wykorzystania jej potencjału zostanie ograniczona? Ekonomia nie idzie w parze z pasją do motoryzacji.

Od lat nie jeździłem tak zwinnym samochodem. Alpine wykonało genialną pracę i już żałuję, iż ten model jest na finiszu swojej misji rynkowej. Przydałby się spalinowy sukcesor zgodny z tą samą filozofią projektową. Na to jednak szanse są małe.

Idź do oryginalnego materiału