27 maja 2025 roku Komisja Europejska w hurraoptymistycznym komunikacie przedstawiła gotowość technologiczną i rynkową do elektryfikacji transportu ciężkiego w UE. Może z tego wynikać, iż transformacja przyspiesza, a dekarbonizacja jest tuż tuż. Problem w tym, iż według organizacji Transport i Logistyka Polska (TLP) to zbyt optymistyczna wizja i narracja oparta na przemilczeniach, uproszczeniach i półprawdach. Sprawdzamy jak jest naprawdę.
Spis treści:
- Fałszywy obraz postępów – zbiorcze dane zamiast konkretów
- Przemilczany rachunek: koszt dekarbonizacji = 1,5 bln euro
- TCO i rynek pracy – rzeczywistość brutalnie weryfikuje teorie
- Techniczne ograniczenia i polityczne zaniedbania
- Cztery najważniejsze wątpliwości TLP

Fałszywy obraz postępów – zbiorcze dane zamiast konkretów
Komisja Europejska chwali się rosnącym udziałem pojazdów zeroemisyjnych w transporcie. Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP) zwraca jednak uwagę, iż dane w raporcie UE obejmują wszystkie pojazdy zeroemisyjne, bez rozróżnienia na masę czy klasę pojazdu. A to oznacza, iż dominują w nich lekkie auta dostawcze (dodatkowo wiele z nich zbudowano w celach demonstracyjnych), podczas gdy udział elektrycznych ciężarówek wykonujących realną pracę przewozową (kategoria N3) jest znikomy.
Jak podkreśla TLP, w Polsce – kraju z jedną z największych flot transportowych w UE – aktywnie wykorzystywanych pojazdów elektrycznych N3 jest mniej niż 20. Reszta to egzemplarze pokazowe, testowe lub podwozia czekające na zabudowę.
Przemilczany rachunek: koszt dekarbonizacji = 1,5 bln euro
Optymistyczny komunikat KE nie zawiera kluczowej informacji: ile będzie kosztowała dekarbonizacja? Związek TLP szacuje, iż na osiągnięcie 90% redukcji CO₂ w transporcie drogowym do 2040 roku unijni przewoźnicy będą zmuszeni wydać ponad 1,5 biliona euro.
W praktyce oznacza to, iż polscy przewoźnicy musieliby inwestować w pojazdy wodorowe lub elektryczne ponad 60 mld zł rocznie. Ani firmy transportowe, ani państwo nie dysponuje takim budżetem na ten cel. Tymczasem brak zabezpieczonego finansowania oznacza, iż tysiące (w skali UE) małych i średnich firm mogą zostać wypchnięte z rynku.
TCO i rynek pracy – rzeczywistość brutalnie weryfikuje teorie
Kontrowersje budzi także stwierdzenie w komunikacie UE, iż zrównał się całkowity koszt posiadania (TCO) elektryków i diesli. Jest to bowiem prawda wyłącznie w odniesieniu do kategorii N1, czyli najlżejszych pojazdów. W przypadku ciężarówek różnice są ogromne: elektryki są droższe w zakupie, oferują mniejsze zasięgi i generują znacznie wyższe koszty serwisowe.
Dodatkowo na długich dystansach efektywność zeroemisyjnych pojazdów kategorii N3 jest o ok. 60% niższa niż diesli. To oznacza, iż potrzeba więcej pojazdów do przewiezienia tej samej ilości ładunku i co za tym idzie więcej kierowców. Problem w tym, iż przecież już teraz ich brakuje.
Techniczne ograniczenia i polityczne zaniedbania
KE konsekwentnie pomija fakt, iż wciąż nie została przyjęta zmiana dyrektywy 96/53/WE, która zwiększyłaby DMC ciężkich pojazdów elektrycznych to 44 ton. To kluczowe, aby zrekompensować masę ich akumulatorów. Bez tej nowelizacji elektryczne ciężarówki nie mogą konkurować z dieslami w ramach obecnych limitów masowych. Dodatkowo komunikat nie uwzględnia zmniejszenia zasięgu „elektryków” wraz z ciężarem przewożonego ładunku oraz spadkiem temperatury zewnętrznej.
Cztery najważniejsze wątpliwości TLP
TLP w swoim oficjalnym komentarzu do rewelacji UE wskazuje na cztery główne punkty niezgody:
- UE przez cały czas bazuje na uproszczonym modelu obliczania emisji „tank-to-wheel”, ignorując emisje związane z produkcją pojazdów i energii.
- Dopuszczane są tylko pojazdy elektryczne i wodorowe, a całkowicie pomijane biopaliwa i rozwiązania alternatywne.
- Wyznaczane terminy redukcji CO₂ nie mają pokrycia w możliwościach technicznych i finansowych rynku.
- Brak analiz wpływu transformacji na ceny usług, dostępność transportu i rynek pracy.
Warto przy okazji podkreślić, iż TLP nie neguje potrzeby transformacji, ale apeluje o rzetelną ocenę sytuacji, neutralność technologiczną i konsultacje z branżą. Po to, by uniknąć społecznych i gospodarczych skutków zbyt radykalnych decyzji.